Krótki film o odchodzeniu – recenzja filmu „A Ghost Story”

Wrażliwość jest towarem deficytowym na rynku filmowym. Tym bardziej warto docenić "A Ghost Story" Davida Lowery'ego, ponieważ nikt tak pięknie nie mówił, że się boi śmierci.

Ona (Rooney Mara) i On (Casey Affleck). Dwie wyspy połączone mostem zwanym miłością. Prowadzą spokojne życie w sielskiej atmosferze. Kreślą plany na przyszłość, jak każda zwyczajna para. Idylla jednak się kończy, gdy mężczyzna ginie. Ona musi sobie z tym faktem poradzić, a On powraca pod postacią ducha obleczonego prześcieradłem.

Sfera metafizyczna nie do końca przenika materialną rzeczywistość. Wprawdzie zjawa potrafi wpłynąć na rzeczy, niemniej jednak nie może skontaktować się z człowiekiem. Życie po śmierci toczy się w innym wymiarze, z którego można li tylko obserwować to, co się dzieje na Ziemi. David Lowery przedstawia w „A Ghost Story” bolesne zmagania dwóch bytów, o odmiennym statusie ontologicznym, z pustką, jaka stała się ich udziałem. Zbudowana przez nich jedność ulega zniszczeniu. Każde z nich zostaje z tęsknotą, jako jedynym towarzyszem w dalszej wędrówce.

Reżyserowi udało się przepięknie przedstawić małość człowieka w obliczu wyroków losu od niego niezależnych. Ona i On wiedzieli, co chcieli dalej zrobić ze swoim życiem, ale to nie miało żadnego znaczenia. Można walczyć o pieniądze, realizację najwyższych celów, jak również osiąganie szczytów ludzkich możliwości, lecz przywilej bycia zapamiętanym przypadnie w udziale tylko niewielkiej i najwybitniejszej grupce. Reszta zostanie zapomniana. Istnieje tu i teraz, a potem jest już tylko wieczność. Co gorsza – nawet odejście może zostać niezauważone, stając się wydarzeniem powszednim, a przez to mało interesującym. Na poziomie interpretacyjnym sposób przedstawienia zgonu mężczyzny, w tym kompozycja kadru, wskazują na pewne powinowactwa z obrazem „Pejzaż z upadkiem Ikara” Bruegela.

Wirtuozerię Lowery’ego można dostrzec na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim udaje mu się opowiedzieć historię bez wykorzystania wielu słów. Nie nakierowuje na jedynie słuszną interpretację. Stawia raczej na moc obrazu, jako na medium, dzięki któremu widzowie będą mogli złączyć się ze sobą we wspólnym, chociaż zależnym od indywidualnych predyspozycji, doświadczaniu śmierci.

Niczym zręczny prestidigitator manipuluje czasem i żongluje tempem narracji. Wie, że radość oraz cierpienie to dwie strony tej samej monety, dlatego też z lubością wydłuża sceny, w których bohaterowie doświadczają tych skrajnych emocji. Konstatacja o względności poczucia zakorzenienia w czasie niesie ze sobą fundamentalne znaczenie. Stanowi przestrogę dla tych, co „nie zaznali goryczy ni razu”, że ich kwarantanna, gwarantująca powodzenie oraz spokój, może zostać zamknięta w każdej chwili. Upomina, że pragnienie, aby chwila trwała wiecznie, jest iluzoryczne i niemożliwe do zrealizowania. Jednocześnie pociesza strapionych, że ich bolączki wkrótce odejdą w zapomnienie, razem ze źródłem zgryzot, jako że czas leczy rany. Nic nie może przecież wiecznie trwać.

„A Ghost Story” nie mogłoby zaprezentować się z tak znakomitej strony, gdyby nie genialny w swej prostocie zamysł wprowadzenia ducha rodem z kreskówek. Białe prześcieradło i dwie czarne kropki w miejscu oczu – potencjalny strój dziecka podczas Halloween – w tym przypadku staje się zręcznym wytrychem, odbierającym zjawie wszelki bagaż znaczeń, jakie narosły na przestrzeni lat wokół tej postaci. Nie jest już wysłannikiem sił nieczystych, lecz swego rodzaju czyśćcową duszą, nigdzie niepotrafiącą odnaleźć miejsca dla siebie. Pozostają mu tylko bezbronność i oczekiwanie na cud.

Kobieta przeżywająca traumę, duch wszystkiemu się przypatrujący i prowadzący dalej swój „żywot”, a pośrodku widz, razem z bohaterami przeżywający ich koleje losu. Reżyserowi udało się stworzyć niezwykle intymny oraz liryczny klimat, dzięki czemu stosunkowo łatwo jest „przełożyć” film na własne doświadczenia. Przetłumaczyć obrazy na język uczuć, by w ten sposób przyjrzeć się od innej strony nadanemu przez siebie kierunkowi w życiu. Film Amerykanina wyraźnie bowiem nawołuje – memento mori.

„A Ghost Story” to piękny obraz, nad którym można długo deliberować. Niektórych na pewno znuży, inni będą kręcili nosem z powodu filozofii uprawianej na ekranie, niemniej jednak nie można odmówić twórcy ambicji oraz pasji w kreowaniu świata przedstawionego. Wzorem dawnych mistrzów, reżyser zamachnął się na wszechświat, starając się w zaledwie 90-minutowym filmie odpowiedzieć na fundamentalne kwestie stojące przed każdym człowiekiem. Zrobił to na tyle świadomie i z wyczuciem, iż pamięć o śmierci, jak również nauka doceniania upływającego czasu, powinny na stałe pozostać z widzami.

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty
A Ghost Story

A Ghost Story


Rok: 2017

Gatunek: Dramat

Twórcy: David Lowery

Występują: Casey Affleck, Rooney Mara i inni

Ocena: 4,5/5