Hart ducha nosi kobiece imię – recenzja filmu „Fantastyczna kobieta”

„Fantastyczna kobieta” to pełen szczerej prostoty film, który świetnie się ogląda w kinie po ciężkim tygodniu. Doświadczamy opowieści o miłości pary z dużą różnicą wieku: on jest o połowę od niej starszy, ona bardzo go kocha. Brzmi jak zapowiedź romansu - nic bardziej mylnego.

Podczas jednego ze wspólnie spędzonych wieczorów ukochany Mariny (Daniela Vega), Orlando dostaje wylewu, spada ze schodów i umiera. Nieboga mierzy się z żałobą po stracie najbliższej osoby. W tym samym czasie doznaje kolejno szeregu poniżeń: najpierw w szpitalu i podczas przesłuchania na policji, a potem ze strony rodziny partnera.

Ujęła mnie staranność, z jaką twórcy podeszli do kreacji roli Mariny. Podczas seansu widać wyraźnie trzy lata pracy włożonej w realizację, by jak najlepiej oddać uczucia towarzyszące bohaterce. W miarę jak dowiadujemy się więcej o postaci granej przez Danielę Vegę, chcemy śledzić losy tej postaci z jeszcze większą gorliwością. Podziwiamy fantastyczną, silną osobowość i charyzmę aktorki. Nie ukrywam, że to jej solidna rola nadaje tej realizacji większe znaczenie. Dodatkowy atut produkcji stanowi liryczny wokal Vegi, który ucieszy ucho. Minimalistyczna w środkach, ale charakterna kreacja Mariny błyszczy niczym klejnot, olśniewa widza i przykuwa spojrzenie na każdym kroku. Może sęk też tkwi w tym, że po prostu możemy bezkarnie uprawiać voyeuryzm z udziałem osoby postawionej w niewygodnej sytuacji tabu.

Początkowo z głównej bohaterki emanuje niewinność i mamy ochotę litować się nad nią. Potem wkraczamy w fazę zaciekawienia i odkrywamy silną, oponującą postawę, ale nie nasyconą wrogością. Widza osacza też duża dawka czułości wymieszanej z chłodnym opanowaniem, na którą ciężko pozostać obojętnym. A wystarczyłoby podmienić postać Vegi na zagraną przez przyjmijmy alter ego Jareda Leto (nagrodzony za rolę drugoplanową nagrodą Akademii za Witaj w klubie”), a zrobiłoby się całkiem zwyczajnie. Rola chilijskiej gwiazdy należy do przełomowych ze względu na współpracę z reżyserem, która objęła środowiska obce dla dużej części społeczeństwa. Dodaje to realizmu i niewykluczone, że ten fakt doceni Akademia nagradzając kreację Vegi Oscarem. Byłby to krok do przodu w misji Akademii w kwestii naświetlania ważnych prospołecznie spraw. Nasz zapał jedynie hamuje uświadomiony po seansie fakt, że fabuła przedstawiona dość prostolinijnie nie pozwala na szerzej zakrojoną dyskusję. Wszystko zostało zaprezentowane tak, aby nie było ryzyka, że widz wyrazi się nieprzychylnie o postaciach, co zaburzyłoby empatyczny odbiór obrazu.

W trakcie seansu w pełni dajemy się porwać historii ukazanej barwnie i pewną ręką. Sebastián Lelio dał się już poznać jako reżyser pieczołowicie przekuwający swoje rzemiosło na pełne współczucia portrety zmarginalizowanych kobiet (Paulina Garcia wygrała nagrodę dla najlepszej aktorki na Berlinale w 2013 roku za subtelną kreację kobiety poddawanej kryzysowi wieku średniego w filmie Gloria”).

Realizm codziennych zmagań zestawiany jest z sugestywnymi scenami  nasyconymi tajemniczością (sceny z odbiciami w lustrach intensyfikujące wrażenie dwoistości postaci, motyw powracającego klucza). Podsuwana jest nam myśl, że bohaterka poddawana dużej presji może obmyślać w skrytości ducha jakąś intrygę, czy plan działania. Nawet w pewnym momencie (po pogrzebie) mamy odczucie, jakby Marina w ramach zemsty  miała zaraz wyruszyć na krucjatę przeciw oponentom, w odpowiedzi na zaznane upokorzenia.

Światło dzienne ujrzał obraz miłości niosący znamię nietolerancji. Twórca ze swoją wizją nie narzuca się widzowi, nie ocenia. Efekt jest taki, że nasze uprzedzenia i wątpliwości pozostają poza salą kinową. Czuć szacunek podpowiadający, że nieodpowiednie jest nazwanie tak subtelnie przeżywanego uczucia „odmiennym”. Miłość przysparza Marinie tylko szeregu przeszkód. Jednak bohaterka przyjmuje to za pewnik, że tak już jest i skupia całą swoją energię na pielęgnowaniu tego uczucia. Oznacza to, że będzie zawsze miała „pod wiatr”, ale chce znosić godnie swoje życie i nie być targana nienawiścią. Tkwimy z nią w tym położeniu i nasza uważność wtóruje porównywalnej determinacji bohaterki. Droga do wyrażania seksualności bez skonfundowania reszty usiana jest trudnościami. Bliscy ukochanego nie uznają jej za integralną część rodziny i chcą mieć z nią jak najmniej wspólnego.

Reżyser obdarzył produkcję niesamowitym rytmem z nutką rasowego thrillera i przystępnością godną podziwu, biorąc pod uwagę kontrowersyjną tożsamość postaci. Jednakże przestaje mieć dla nas jakiekolwiek znaczenie, a zachwycamy się kreowaną na bieżąco prostotą w ukazaniu uczucia pełnego oddania i aktorką, która z pieczołowitością odgrywa postać Mariny.

Koniec końców „Fantastyczna kobieta” to film niezaprzeczalnie ważny. Pokazuje pełną znoju konfrontację obcego, niewygodnego czynnika z normatywnym otoczeniem pełnym zachowawczości. A nieznany czynnik, który narusza codzienność, prowokuje nieprzychylne nastawienie. Po seansie głęboko wierzymy w to, że subtelność i otwartość „Fantastycznej kobiety” pomoże uświadomić szerokiej rzeszy ludzi (zwłaszcza tym decyzyjnym) konieczność zmian w powszechnie przyjętych normach i naświetlić potrzebę poszerzania granic tolerancji i akceptacji, reagowania na ignorancję. Wszystko po to, by kreować świat, jako taki, gdzie tożsamość innych osób wywołuje znikome zainteresowanie.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
Una mujer fantastica

Fantastyczna kobieta


Rok: 2017

Gatunek: dramat

Reżyser: Sebastián Lelio

Występują: Daniela Vega, Francisco Reyes

Ocena: 3,5/5