„Eutanazjer” – w drodze na Oscary: Finlandia

"Eutanazjer", reż. Teemu Nikki

Ocena: 3/5

Finowie lubią zaskakiwać – od czasu kiedy Aki Kaurismäki obraził się na amerykańską Akademię, tylko raz udało się temu nordyckiemu krajowi zdobyć uwagę za oceanem (obecność na shortliście „Szermierza” w 2014 roku). Tym razem zamiast wielkoskalowych historycznych filmów „Ikitie” (zwycięzca nagród Jussi, najbardziej prestiżowych w Finlandii) i „Tuntematon sotilas” (4 razy Jussi, w tym za główną rolę męską) zdecydowano się na kameralny komediodramat z festiwalu w Toronto „Eutanazjer”. Jaki jest ten film?

Historia napisana i wyreżyserowana przez czołowego fińskiego twórcę Teemu Nikkiego opowiada o tytułowym “eutanazjerze”, Veijo. Jest to mieszkający na odludziu mężczyzna po pięćdziesiątce, który zarabia na życie zabijając chore zwierzęta za drobną opłatą. Czworonogi to jedyna miłość jego życia, sam uważa, że umie je zrozumieć i rozmawiać z nimi. Czuje przy tym wyższość nad miejscową panią weterynarz, oskarżając ją o komercjalizację śmierci dla własnych uciech.

Film ten ciekawie jest odczytywać w porównaniu do nowszego „Dogmana” Matteo Garrone. Podobnie jak u Włocha obserwujemy tu introwertyka lepiej rozumiejącego się z psami niż ludźmi; ba, w obu filmach mamy również zamykanie antagonisty w klatce dla zwierząt dla ukarania go. Tym, co po pierwsze różni obie produkcje, jest gatunek i idący za nim ton całości. O ile włoski obraz jest ciężkim i brudnym gangsterskim dramatem, na północy historia stała się czarną komedią.

Veijo popada w konflikt z liderem miejscowych neonazistów, a jednocześnie rozpoczyna się jego romans z młodszą pielęgniarką zajmującą się zniedołężniałym i sparaliżowanym ojcem protagonisty. Wymagania seksualne połączone z niespodziewanie przejętą opieką nad chorym psem i zakończeniem odbywania kary przez rodziciela gwałtownie zmieniają życiowe oczekiwania bohatera. Czym zasadniczo różni się „stanięcie na wysokości zadania” jako mężczyzna i jako człowiek?

W „Eutanazjerze” nie brakuje ani społecznej krytyki szalejącego kapitalizmu i nieudolnego, oderwanego od społeczeństwa myślenia lewicowego, a także podkreślania, że prowadzi to do wzrostu nacjonalistycznych nastrojów, ani ostrzeżenia przed zabawą w Boga. Bo kary, jakie my możemy narzucić na innych, często nie służą niczemu poza niską ludzką uciechą i karmieniem prostych instynktów.

Fiński kandydat do Oscara zdecydowanie nie jest filmem powalającym albo obowiązkową lekturą dla kinomana. Jest to jednak interesujące, przystępne kino środka z ważnym przesłaniem zarówno w kwestiach migracyjnych, jak i społecznych jako jednoczesna krytyka traktowania zwierząt i kobiet jak zabawek, oraz nadmiernego uwielbiania tych pierwszych i strachu przed tymi drugimi. Z ładną muzyką i dobrze prezentującą się w kadrach Finlandią.

Marcin Prymas
Marcin Prymas