Na co do kina #50: Cotygodniowy przegląd premier

Lżejsza tematyka premier kinowych idzie w parze z coraz lepszą pogodą za oknami. Priorytetem dla większości będzie zapewne kolejny spin-off Gwiezdnych Wojen. Tymczasem w kinach znajdziecie, m.in. kilka komedii oraz polecane przez nas chińskie anime. A przy okazji, mamy małe święto, bo to 50 odcinek “Na co do kina”. Mamy nadzieję, że na coś się ten cykl przydaje.

PREMIERA TYGODNIA: Han Solo: Gwiezdne wojny - historie

WYBIERAMY SIĘ: Duża ryba i begonia, Ella i John, Made in Italy, Pozycja obowiązkowa

INNE PREMIERY: Futrzaki ruszają na ratunek, Devil's Gate

Postanowiliśmy dać kredyt zaufania korporacyjnej machinie Disneya i na premierę tygodnia wybrać “Hana Solo: Giezdne wojny – historie”. Głosy krytyków, bez przesadnych zachwytów, zwiastują poprawnie zrealizowane kino rozrywkowe w duchu awanturniczo-przygodowym. Lekko sceptycznie mówi się o roli wcielającego się w tytułową postać  Aldenie Ehrenrechiu, gdyż brakuje mu nieco charyzmy Harrisona Forda. Ponoć na drugim planie błyszczy za to Donald Glover w roli Lando Calrissiana. Ten blask jest na tyle efektowny, że z miejsca zapowiedziano spin-off z samodzielnymi przygodami tego bohatera. Wygląda na to, że wytwórni nie kończą się pomysły na eksploatację marki Star Wars. Dopóki filmy te będą utrzymywać obecny poziom, nie mamy nic przeciwko. Niebawem oczekujcie recenzji.

"Duża ryba i begonia"

Ciekawą propozycją dla małych i dużych może z pewnością być duża “Duża ryba i begonia” – chińska animacja, którą dzięki uprzejmości MayFly widział już Marcin Grudziąż.

Chociaż ze względu na kraj pochodzenia i pewne różnice stylistyczne w samej formie nie możemy nazwać go filmem anime, to widać kolosalną inspiracje dziełami tego nurtu. Momentami można mieć wrażenie, że widzimy historię stworzoną przez samego Miyazakiego. Pełno tu różnego rodzaju istot nadprzyrodzonych, czy zjawisk paranormalnych, a główną bohaterką jest młoda dziewczyna. Fabuła niejednokrotnie przywodzi na myśl kultowe “Spirited Away”. Oczywiście animacja stworzona przez Xuan Ling i Chun Zhang ma też wiele wspólnego z kulturą państwa środka. Duży nacisk kładzie na harmonię dobra i zła, jak i na jedność człowieka z naturą wielokrotnie nawiązując do filozofii Ying Yang. “Duża ryba i begonia” to naprawdę ciekawa propozycja, wprowadzająca widza w świat pełen tajemnic, który niestety chwilami wymyka się spod kontroli samym twórcom.

Marcin Grudziąż
Marcin Grudziąż

W tym tygodniu polską premierę ma także anglojęzyczny debiut Paolo Virziego, będący  adaptacją powieści Michaela Zadooriana. „Ella i John” z Helen Mirren i Donaldem Sutherlandem w rolach głównych jest opowieścią o dojrzałej parze, która decyduje się na ostatnią wielką wyprawę swojego życia i wyrusza w wysłużonym kamperze w podróż z Bostonu na Florydę. Opis ten kojarzy się z feel good movies w stylu „Choć goni nas czas”, ale już w poprzednim „Zwariować ze szczęścia” Virzi udowodnił, że potrafi z takiego, taniego dość, pomysłu zrobić coś ambitniejszego. Opinie są podzielone, przy entuzjazmie polskiej krytyki (aktualnie średnia 7,2/10 na Mediakrytyku), za granicą przyjęto go delikatnie mówiąc chłodno (Średnia Metacritic –  42, Rotten Tomatoes – jedynie 35% pozytywnych recenzji) Niebawem przekonamy się, kto ma rację.

Ella i John
"Ella i John"

W klimacie wakacyjnym za sprawą “Made in Italy” wybieramy się do Rzymu wraz z Rico. Włoch mieszka w małym miasteczku Carnevale, prowadzi tam niczym niewyróżniające się życie rzeźnika, jednak postanawia wyjechać do stolicy Italii, aby wziąć udział w ulicznym proteście. Doznaje tam obrażeń, które sprawiają, że postanawia przeorganizować swoje dotychczasowe życie i zawalczyć o siebie. W tej roli zobaczymy Stefano Accorsiego znanego m. in. z “Italian Race” czy roli premiera Włoch w “Młodym papieżu”. Partneruje mu doceniana ostatnio w tamtej części Europy Kasia Smutniak. Może więc nawet jeśli nie dla fabuły warto wybrać się na “Made in Italy” dla niej.

Bill Holderman już w scenariuszu do “Pikniku z niedźwiedziami” bawił się konwencją komedii geriatrycznej (jak mawiają złośliwcy). Na górski szlak wysłał emerytów Roberta Redforda i Nicka Noltego. Obaj panowie wcale nie mieli udowodnić, że pokonają szlak sprawniej niż ich młodsi konkurenci, ale wpisać się w formułę “nigdy nie jest za późno, by podjąć wyzwanie”. Nie inaczej jawi się debiut reżyserski Amerykanina “Pozycja obowiązkowa” (w oryginale “Book Club”). Jego bohaterki tej wbrew tytułowi niezobowiązującej komedii to cztery kobiety, które znają się od szkolnych czasów i mimo, że każda poszła inną drogą nadal spotykają się regularnie w ramach klubu książki. Pewnego razu przyjaciółki do przeczytania wyznaczają sobie… “50 twarzy Greya”. To dla nich okazja, by na nowo spojrzeć na swoje życie seksualne i uczuciowe. Panie bowiem z racji wieku raczej spodziewają się wnucząt niż łóżkowych rozkoszy. W obsadzie znalazła się śmietanka aktorska, która przyciągnie do kina starsze pokolenie, a swoją klasą może spodobać się również i młodszym widzom: Diane Keaton, Jane Fonda, Candice Bergen, Mary Steenburgen, Andy García, Don Johnson, Richard Dreyfuss.

Pozycja obowiązkowa
"Pozycja obowiązkowa"

Niczego tak nie kochają  polscy dystrybutorzy jak schematycznych i brzydkich wschodnioeuropejskich animacji 3d. Prawa do tych filmów kupują za frytki, nadają im tytuł z generatora (a nuż się pomyli dzieciom z jakąś inną produkcją, którą lubiły) i voila. Kinowy przebój gotowy. Droga wytyczona przez „Gang wiewióra 2”, „Rock Doga”, czy „Zająca Maxa” teraz stanie się ścieżką dla filmu „Futrzaki ruszają na ratunek”. Rzecz się dzieje na rosyjskiej prowincji, kot Maksiu jest Florence Foster Jenkins tego uniwersum, jednak zamiast żerującego na jej bogactwie Hugh Granta, ma chcącego się wyspać właściciela. Dlatego zostaje wyrzucony z domu i zamieszkuje z bobrem samotnikiem – Bobo. Wkrótce rozpoczyna się inwazja kosmitów i tylko dwójka zwierzaków może dzięki swojej szorstkiej przyjaźni uratować Matuszkę Rosiję.

W ograniczonej dystrybucji do kin trafi „Devil’s Gate„. Czyli prawdopodobnie uda się wam go ominąć. Gdyby jednak nie było takiej możliwości, posłuchajcie ostrzeżenia wystosowanego przez Adriana, który już film widział:

"To fatalnie zespolony horror science-fiction. Operuje estetyką przywodzącą na myśl najgorsze seriale Sci-Fi Channel, chociaż zaczyna się jak kryminał. Do małej wioski przyjeżdża agentka FBI, mająca pomóc w odnalezieniu zaginionych: matki z dzieckiem. Kto zgłosił zniknięcie i dlaczego FBI interesuje się tą sprawą, zostaje przemilczane. Schemat tak każe, tak musi być. Główna bohaterka na podstawie danych statystycznych stwierdza, że porywaczem jest mąż zaginionej. Tym tropem trafia na farmę będącą miejscem pojedynku między ludźmi a rasą obcych. To starcie być może przesądzi o losach świata! A przy okazji reżyser w duchu kina posthumanistycznego zastanowi się, jak powinniśmy traktować kosmitów. Faktycznie, między miernie wykonanymi scenami gore oraz fatalnymi animacjami piorunów jest tu czas na pytania filozoficzne. Co wcale nie dodaje wartości, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej gmatwa tą niestrawną mieszaninę. Nie miejcie złudzeń, obcujemy tutaj z tanim, źle zagranym, a także napisanym koszmarkiem.”

Adrian Burz
Adrian Burz