Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #35

Pszczółka Maja bzyczy nam do ucha, że już za tydzień igrzyska w Pjongczang, ale my nie zamierzamy siedzieć bezczynnie w domu. W pierwszy weekend lutego spotkają się przecież w kinach dwa potężne orkany. Jeden przyciągnie przed ekrany widzów aktywizujących się tylko na sezon oscarowy. Do wyboru będzie faworyt walki o złote ludki, mocny kandydat z kategorii filmu nieanglojęzycznego oraz dokument, który otarł się o nominację do nagród Akademii. Na horyzoncie jednak widać też ważniejsze dla dystrybutorów, jak i setek tysięcy zakochanych, wydarzenie. Walentynkowa gorączka przyniesie trzy filmy z wielką miłością w tle. O serca widzów powalczą polska komedia od autorki "Moich córek krów", biograficzny wyciskacz łez oraz pokazywana wcześniej w Cannes produkcja o relacji Godarda z Anne Wiazemsky. Nie możecie tego przegapić!

PREMIERA TYGODNIA: Niemiłość

WYBIERAMY SIĘ: Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, Miasto duchów, Plan B, Ja, Godard

INNE PREMIERY: Pełnia życia, Pszczółka Maja: Miodowe igrzyska

Premierą tygodnia została „Niemiłość” Andrieja Zwiagincewa, którą widział już Marcin Kempisty:  

"Niemiłość" to niezaprzeczalnie jeden z najważniejszych filmów tego roku. Andriej Zwiagincew wraca w wyśmienitej formie, prezentując wysublimowane studium rozkładu relacji małżeńskiej. Zgrabnie prowadzona narracja, utkana z okruchów powszedniości oraz subtelnie podrzucanych symboli lub nawiązań, prowadzi do z góry przewidywalnego finału, który mimo to pozostaje na długo w pamięci. Obraz rosyjskiego reżysera to cios prosto w serce. Trzeba go obejrzeć wielokrotnie, by dostrzec wszystkie niuanse pojawiające się na drugim planie. Naprawdę warto!

Marcin Kempisty
Marcin Kempisty
Trzy bilbordy za Ebbing, Missouri
"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri"

„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to film obsypany oscarowymi nominacjami. Opowiada historię zdesperowanej kobiety, której córka została zamordowana. Wzburzona faktem iż policja nie podejmuje działań w tej sprawie, wykupuje trzy billboardy, na których umieszcza hasła mające zwrócić uwagę opinii publicznej na to przestępstwo. Nasza recenzja do przeczytania TUTAJ.

Jedną z ciekawszych premier nadchodzącego tygodnia skierowanych do wymagającego  widza jest bez wątpienia dokument „Miasto duchów”. Film reżysera nominowanego do Oscara „W krainie karteli” Matthew Heinemana miał swoją premierę w zeszłym roku na festiwalu w Sundance, a w Polsce można go było już obejrzeć na Warszawskim Festiwalu Filmowym i na Camerimage. Twórcy podążają tropem emigracyjnych dziennikarzy z syryjskiej grupy Raqqa Is Being Slaughtered Silently (RBSS). Członkowie organizacji od 2014 roku, ryzykując własnym życiem, rejestrują prawdę o życiu w Syrii i propagandzie stosowanej przez ISIS. Film otrzymał nominacje do nagród BAFTA, Amerykańskich Gildii Producentów i Reżyserów Filmowych oraz do Satelit. Zabrakło jednak tego najważniejszego dla promocji i rozgłosu wyróżnienia: nominacji do Oscara. Mamy jednak nadzieję, że widzowie zaufają Heinemanowi i wybiorą się tłumnie do kina, szczególnie, że dystrybutor zaprosił bohaterów filmu do Warszawy na jeden z pokazów.

"Miasto duchów"

W ten weekend do kin trafia polska komedia, która po obejrzeniu zwiastunu wydaje się być wariacją na temat „Listów do M.”, ale zamiast otoczki świątecznej, tłem są walentynki. Marcin Kempisty już widział „Plan B” i do przeczytania jego recenzji zapraszamy TUTAJ.

Coraz więcej filmów z zeszłorocznego festiwalu w Cannes wchodzi do naszych kin. Los sprawił, że w gorącym, oscarowym okresie, dystrybutorzy postanowili uraczyć nas tymi raczej niżej ocenianymi konkursowymi pozycjami. Należy do nich niewątpliwie komedia romantyczna o Jean-Lucu Godardzie pod polskim tytułem Jestem najlepszyJa, Godard”. Zdobywca Oscara za „Artystę” zaprosił do współpracy przy swoim projekcie czołówkę francuskiego aktorstwa pokolenia trzydziestoparolatków – Luisa Garrela, Stacy Martin i Berenice Bejo. To ich chwalone występy powinny być głównym powodem, by zainteresować się tym obrazem. Krytycy, zwłaszcza ci niefrankofońscy, punktują niejasny i niezbyt trafiony humor, scenariusz, a także nie do końca udane prowadzenie dwóch równoległych wątków. Mimo wszystko fani francuskiego kina powinni się bawić bardzo dobrze, zwłaszcza że reżyser, niczym Oliver Assayas w swojej “Irmie Vep”, bardzo wiele wysiłku poświęca byciu ironicznym wobec swojej rodzimej kinematografii

Pszczółka Maja: Miodowe igrzyska
"Pszczółka Maja: Miodowe igrzyska"

Jak co tydzień najmłodsi otrzymują dla siebie niskobudżetową animację z końca świata, bo „rodzice i tak pójdą”. Tym razem los padł na film „Pszczółka Maja. Miodowe igrzyska” (w oryginale „The Honey Games”, najwyraźniej twórcy uznali, że w 2018 roku wciąż nawiązywanie do „Igrzysk śmierci” przyniesie im pieniądze). Pierwsza część rebootu przygód „tej pszczółki, którą zowią Mają” przyciągnęła do polskich kin ponad 350 tys. widzów i dlatego trudno się dziwić, że Monolith zdecydował się wypuścić sequel jak najprędzej jest to możliwe, równolegle ze światową premierą. Zwiastun nie zachęca, a modele postaci przywodzą na myśl lata 90, ale jeśli naprawdę nie wiecie, jak zabawić swoją pociechę, to może być jakieś wyjście.

Król motion capture – Andy Serkis postanowił spróbować swoich sił w reżyserii. Efektem jego pracy jest „Pełnia życia”, oparty na faktach, brytyjski melodramat o miłości w cieniu choroby. Andrew Garfield wciela się w Robina, młodego mężczyznę, który właśnie rozpoczął nowe życie w Kenii u boku ukochanej Diany (Claire Foy). Sielankę przerywa szokująca diagnoza – wykryto u niego  polio. Para wspólnie rozpoczyna nierówną walkę z  postępującym paraliżem Robina. Opis fabuły sugerujący ckliwy wyciskacz łez, zapewne przyciągnie do kin miłośników łatwych wzruszeń. Krytycy twierdzą jednak, że nie przesadzono z szantażem emocjonalnym i chwalą Garfielda za wiarygodną i stonowaną kreację. My odczuwamy umiarkowany entuzjazm, żeby się o tym przekonać i chyba wolimy, żeby Andy zmienił repertuar lub został przy aktorstwie.