Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #28

Chyba już wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić do faktu, że każdy nowy film sygnowany znakiem Star Wars spycha konkurencję na margines. Nie ma się z resztą czemu dziwić, to przecież seria, którą każdy z nas kochał jako dziecko. Warto też zauważyć, że po raz pierwszy od czasu przejęcia sagi przez Disneya, inne warte uwagi filmy debiutują na polskich ekranach w ten sam weekend. Pytanie tylko czy ta taktyka im się opłaci.

PREMIERA TYGODNIA: Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi

WYBIERAMY SIĘ: Na mlecznej drodze, Louise nad morzem

INNE PREMIERY: Na skrzydłach orłów, Italian Race

I wtedy wchodzi on, cały na biało! Nowe Gwiezdne Wojny w okolicach świąt Bożego Narodzenia stają się pomału coroczną tradycją.  Pozostałe premiery w tym tygodniu usuwają się w cień przy „Ostatnim Jedi”. Fanów nie trzeba przekonywać, bo mają już zarezerwowane bilety od kilku miesięcy. Do sceptyków być może przemówią liczby z agregatorów recenzji: Aktualnie 85/100 na Mediacritic, 93% pozytywnych ocen, przy średniej 8.3/10 za Rotten Tomatoes i 7.8/10 wg rodzimego Mediakrytyka. Czy to jedynie owczy pęd, czy  faktycznie ósma odsłona sagi rodu Skywalkerów to nie tylko odcinanie kuponów i Rian Johnson zaserwował nam coś więcej niż powtórkę z „Imperium kontratakuje”? Nie omieszkamy sprawdzić i podzielić się z Wami wrażeniami.  

Na mlecznej drodze
"Na mlecznej drodze"

Po niemal dekadzie od premiery ostatniej pełnometrażowej fabuły w reżyserii Emira Kusturicy reszcie w polskich kinach pojawi się nowy film twórcy „Undergroundu”. Co prawda na dystrybucję „Na mlecznej drodze” musieliśmy czekać ponad rok, od jego pierwszych pokazów na festiwalu w Wenecji, ale mam nadzieję, że dzieło jest tego warte. Na pewno możemy spodziewać się gęstego bałkańskiego klimatu, szalonej folkowej muzyki i pięknej, mimo upływu lat, Moniki Bellucci w roli głównej. Co ciekawe wtóruje jej sam reżyser, którego zdolności aktorskie wielu krytyków podało w wątpliwość.

Bomba Film po raz kolejny wpuszcza do naszych kin ciekawą i nieoczywistą perełkę. „Louise nad morzem” co prawda przegrało z „Twoim Vincentem” walkę o nagrodę Europejskiej Akademii Filmowej, ale w niczym to nie ujmuje jakości francuskiej produkcji. Kameralna animacja urzeka klimatem i prostolinijnością odpowiadając o trudnych tematach, jak przemijanie i utracone nadzieje. Historia opowiada o tytułowej Louise, starszej kobiecie, która spóźniwszy się na ostatni pociąg wyjeżdżający z małego, nadmorskiego kurortu postanawia nie załamywać się i samodzielnie stawić czoła przeciwnościom losu, przetrwać, a przy okazji powspominać to, co minione. Zapewne nie będzie wielu okazji, aby obejrzeć tę nagradzaną na rozlicznych festiwalach perełkę, lecz niewątpliwie warto na nie polować.

Louise nad morzem
"Louise nad morzem"

„Na skrzydłach orłów”, koprodukcja chińsko-hongkońsko-amerykańska w reżyserii Stephena Shina to biografia wybitnego szkockiego lekkoatlety Erica Liddella. Dwukrotny medalista olimpijski wywalczył złoto na igrzyskach w 1924 roku w Pekinie w biegu na 400 metrów. Zasłynął również z tego, że jako głęboko wierzący protestant, nie wziął udziału w odbywającym się w piątek finale olimpijskim biegu na 100 metrów, czyli swojej koronnej konkurencji. Nie mniej znane są jednak jego pozasportowe dokonania, gdy pracując jako misjonarz i nauczyciel w Chinach został internowany w japońskim obozie. W roli tytułowej wystąpił Joseph Fiennes. Mamy pewne obawy czy film okaże się interesującą i wartościową historią, a nie jedynie „kolejną chrześcijańską paszą”.

W nielicznych kinach studyjnych możecie znaleźć też włoski dramat sportowy „Italian Race”. Poniżej kilka słów o nim od Maćka Kowalczyka:

Na rozdaniu nagród David di Donatello, czyli włoskich Oskarach film Matteo Rovere zamienił na statuetki aż 6 z 15 nominacji. Ten niespodziewany sukces zaskoczył samych twórców, którzy przewidzieli "Veloce come il vento" (czyli "Szybkiego jak wiatr") jako kino środka, które raczej służy pokrzepieniu serc niż artystycznej pychy. Polski dystrybutor postanowił zepsuć oryginalny tytuł i przemianował go na "Italian Race", żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że rzecz dotyczy pilota myśliwców. Ta oparta na życiorysie włoskiego kierowcy Carlo Capone historia w istocie jest bardzo prosta i sztampowa. Gulia De Martino w myśl rodzinnej tradycji zostaje kierowcą rajdowym. Dziewczyna musi dać sobie radę nie tylko z rywalami na torze, ale też z podupadającą firmą ojca i nałogiem narkotykowym starszego brata, który niegdyś sam był postrachem szos. Gdy na szali zostaje postawiona ich przyszłość rodzeństwo będzie zmuszone połączyć siły. Przypomina to "Karate Kid" ze ściganiem się w tle okraszone społecznym komentarzem. Tym co pamięta się po jakimś czasie to zrealizowane z biglem wyścigi, a także kreacja Stefano Accorsiego, który wyrasta na czołowego aktora Italii.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk