Na co do kina #66: Cotygodniowy przegląd premier

Mamy wrzesień, a co za tym idzie rozpoczyna się sezon najgłośniejszych premier. Filmy z Cannes, Wenecji, Berlina, oscarowi faworyci, do kwietnia szykuje się nam prawdziwa uczta. Od dziś w kinach dwie produkcje nagrodzone na Lazurowym Wybrzeżu, dwa amerykańskie wysokobudżetowe filmy gatunkowe, a do tego krajowa nowość, z konkursu głównego nadchodzącego festiwalu w Gdyni. Każdy znajdzie coś dla siebie i obok żadnej z tych nowości nie sposób przejść obojętnie.

PREMIERA TYGODNIA: Dogman

WYBIERAMY SIĘ: "Czarne bractwo. BlackKklansman", "Predator", "Juliusz", "Smak zemsty. Peppermint"

Nasza premiera tygodnia – “Dogman” to film stworzony przez Matteo Garrone. Włoch połączył brud i przestępczość “Gomorry” z baśniowością i brutalnością “Pentameronu” tworząc krwawą współczesną baśń. Tak z Cannes o tym nagrodzonym za najlepszą rolę męską filmie pisał Marcin Prymas:

Twórca „Gomorry” przenosi nas na nadmorskie pustkowia centralnej Italii, pogranicze prowincji Lazio i Kampanii. Niczym w rasowym westernie przyglądamy się małej i blisko trzymającej się społeczności, która musi się mierzyć z nieobliczalnym zagrożeniem. Tutaj jest nim Simoncino, dawny bokser, aktualnie dwumetrowa kupa uzależnionych od kokainy mięśni, gotowa brutalnie rozprawić się z każdym kto stanie jej na drodze. Simoncino jest problemem, nie tylko ze względu na zagrożenie jakie sobą reprezentuje, ale zwłaszcza na to że jest „swój”. Czy można przyłożyć rękę do śmierci kuma? Prawdopodobnie największym przyjacielem i stronnikiem opresora jest Marcello (rewelacyjny Marcello Fonte, słusznie nagrodzony Złotą Palmą za swoją kreację). Drobny, niespecjalnie inteligentny, za to dysponujący wielkim sercem człowiek opiera całą swoją egzystencję na byciu użytecznym i lubianym przez wszystkich. W jego głowie bliskość z Simoncino jest nobilitacją, pewnym uznaniem go za godnego innego, „lepszego” życia. Jako słabsza jednostka w zamian za przyjaźń liderów musi coś dawać, Marcello pełni rolę lokalnego dilera dostarczając kokainę miejscowym. Produkcja Garrone stanowi fascynujące studium umysłu słabego i podległego. Całkowicie uzależnionego od woli, sympatii i poparcia innych. Stanowi swoistą antytezę klasycznego motywu wycofanego i silnego samotnika. Kiedy tytułowy człowiek od psów coraz bardziej wprowadzany jest w spiralę zbrodni i występku, czerpie też z tego coraz większą, niemoralną i trudną do wytłumaczenia nawet dla niego samego, radość. W jego głowie to kolejny stopień akceptacji i nobilitacji społecznej. Osiągnięcie, takie jakim dla kogoś innego mógłby być awans w pracy, albo wyjazd na duży festiwal filmowy. A że przy okazji racjonalizuje to sobie tłumaczeniem, że zbiera na wakacje dla córki? Tym lepiej dla jego sumienia.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Dogman

W redakcji do końca toczył się zażarty bój o film tygodnia i dzieło Garrone tylko o włos wygrało z innym canneńskim hitem – „Czarnym bractwem. BlackKKlansmanem” Spike’a Lee. Ania Wieczorek pisze o nim tak:

"Czarne bractwo. BlacKkKlansman” Spike’a Lee ma bardzo przewrotną fabułę. Policjant Ron Stallworth w ramach śledztwa chce dołączyć do Ku Klux Klanu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Stallworth to Afroamerykanin. Z pomocą współpracownika Flipa Zimmermana tworzy wielką mistyfikację, która, patrząc zdroworozsądkowo, nie ma prawa się udać. Lee nie stroni od żartów o Holokauście, nazistach, polityce czy wreszcie dyskryminacji rasowej. Mimo że film nosi znamiona biograficznego, bo oparty jest na wspomnieniowej książce Stallwortha, ja określiłabym go raczej jako czarną komedię. W tej roli sprawdza się jednak znakomicie.

Ania Wieczorek
Anna Wieczorek
Czarne bractwo. BlackKklansman
"Czarne bractwo. BlackKklansman"

Dla wielbicieli kina akcji przygotowano kolejny już reboot kulltowego filmu z Arnoldem Schwarzenegerem w roli głównej.  Nowego „Predatora” wyreżyserował Shane Black („Iron Man 3”), który w oryginalnym filmie zagrał drugoplanową rolę. Niestety nie powiodła się próba ponownego zatrudnienia byłego herosa amerykańskiego kina, ale w głównym rolach zobaczymy znanego z serialu „Narcos” Boyda Holbrooka i młodą nadzieję kina Jacoba Tremblaya. O filmie głośno było już od dawna, preprodukcję zaczęto bowiem w 2014 roku, jednak premiera była kilkukrotnie przekładana. Ostatecznie film pokazano kilka dni temu za festiwalu w Toronto, gdzie zebrał mieszane i negatywne recenzje (35% na Rotten Tomatoes, 49/100 ma Metacritic). Prognozy otwarcia w amerykańskim box offisie nie wróżą „Predatorowi” komercyjnego sukcesu (25-30 mln dolarów), upatrując jedną z przyczyn nawet w szalejącym huraganie. Trudno też spodziewać się by w polskich kinach obraz pobił wszelkie rekordy, ale czas pokaże.

Polskie kino rozrywkowe przeżywa wzloty i upadki. “Juliusz” nie jest ani jednym ani drugim, pełnometrażowy debiut Aleksandra Pietrzaka to zbiór luźno połączonych ze sobą, zazwyczaj umiarkowanie udanych gagów. Tak o nim pisał w  Marcin Prymas:

Oglądamy historię sfrustrowanego nauczyciela po trzydziestce („Dzień świra”), który jest niespełnionym artystą i wspólnie z niezdarnym przyjacielem angażuje się w walkę z karykaturalną mafią, aby pomóc wybrance swojego serca („Chłopaki nie płaczą”). Ważną osią fabuły są, jak zwykle u tego twórcy, relacje na linii syn-ojciec. Tak jak w „Mocna kawa nie jest wcale taka zła” otrzymujemy postać alkoholika-erotomana o dobrym sercu, który początkowo nie może się porozumieć z potomkiem, którego bardzo kocha ze wzajemnością. Dla fanów polskich kabaretów i humoru Kacpra Rucińskiego jest to pozycja obowiązkowa. Dla ludzi zachwyconych dotychczasowymi pracami Pietrzaka pewnie też (na zachętę powiem Wam, że nie zabrakło obowiązkowych żartów o pierdzeniu). Reszta potencjalnych widzów może spokojnie odpuścić ten film; lepiej obejrzeć dużo bardziej spełnione: „Podatek od miłości”, „Exterminator” czy „Atak paniki” z początku roku

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Juliusz
Predator
"Predator"

Tym lepszym rozrywkowym kinem, jakie w ten weekend zobaczycie będzie “Smak zemsty. Peppermint”. Stworzony przez odpowiedzialnego za “Uprowadzoną”, “13 dzielnicę” i “Gunmana” Pierre’a Morela film to zasadniczo feministyczna wersja tych kultowych europejskich akcyjniaków. Zamiast Liama Nessona ratującego swoją córkę dostajemy Jennifer Garner mszczącą się za śmierć swojej. Brutalna walka z latynoską mafią przypominająca raczej polowanie Predatora na (nie tak niewinne) ofiary dostarcza rewelacyjnej rozrywki i czas podczas oglądania mija niezauważenie. Pełna recenzja na dniach na naszej stronie.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Smak zemsty. Peppermint