Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #19

Po wyjątkowo mocnym ostatnim tygodniu, tym razem lista premier, mimo aż ośmiu tytułów, prezentuje się dość ubogo. Dla kinomanów najlepszym rozwiązaniem będzie wizyta w stolicy i obejrzenie kilku filmów w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Większość naszej redakcji ochoczo z tej okazji skorzysta. Jeśli jednak z jakiegoś powodu Was tam zabraknie, tradycyjnie zapraszamy do lektury naszego przeglądu.

PREMIERA TYGODNIA: Pierwszy śnieg

WYBIERAMY SIĘ: Goodbye Berlin, Nasz najlepszy rok, Krucyfiks

INNE PREMIERY: Emotki, Zgoda, Dwie korony, Villads

Fani Michaela Fassbendera z niecierpliwością musieli wyglądać premiery tego filmu. Ostatnie dosyć pechowe wybory obsadowe sprawiły, że pozycja tego aktora znacząco się obniżyła. Skoro jednak tym razem miał się pojawić w produkcji wyreżyserowanej przez Tomasa Alfredsona („Pozwól mi wejść”, „Szpieg”), to można było mieć wobec „Pierwszego śniegu” ogromne oczekiwania. No właśnie… Źródło historii jest nadzwyczaj interesujące – w końcu powieści Jo Nesbø rozchodzą się jak ciepłe bułeczki na całym świecie. „Pierwszy śnieg” opowiada o zmęczonym życie detektywie Harrym Hole’u, który rozwiązuje zagadkę przedziwnych morderstw. Oto bowiem ktoś zabija kobiety, a następnie lepi przed ich domem bałwana. Czy realistyczna w swym duchu proza norweskiego pisarza z powodzeniem zostanie przeniesiona na ekran przez Alfredsona? Pierwsze recenzje są nieprzychylne, chociaż akurat polscy krytycy na razie cieplej przyjmują ten film od swoich zagranicznych kolegów. Mamy zatem nadzieję, że Fassbender, wraz z partnerującą mu Charlotte Gainsbourg, staną na wysokości zadania, i pozwolą nam zaangażować się emocjonalnie w ten przeniknięty smutkiem oraz poczuciem beznadziei thriller.

Nie możemy nie odnotować, że do Polski trafia wreszcie „Goodbye Berlin” Fatiha Akina. Laureat Złotego Niedźwiedzia sprzed 13 lat tym razem bierze się za bary z filmem familijnym. Scenariusz opiera na dobrze przyjętej książce Wolfganga Herrndorfa „Tschick”. Opowiada o 14-letnim chłopcu, który podczas wakacji rusza z nowym kolegą z klasy w wielką wyprawę. Kino drogi połączone z wątkiem inicjacyjnym. Trochę niemiecka „Podróż za jeden uśmiech”, trochę zwariowana odskocznia od klasycznych umoralniających opowiastek dla młodzieży. Być może chwilami łapie zadyszkę, ale sprzedaje bardzo pozytywną energię.

Goodbye Berlin
"Goodbye Berlin"

Do kin wchodzą też dwie polskie produkcje. Pierwszą z nich jest „Zgoda”, debiut Macieja Sobieszczańskiego. Opowiada o trójkącie miłosnym w obozowej rzeczywistości. Jakub Gierszał i Julian Świeżewski walczą o serce Zosi Wichłacz, a w tle obserwujemy narastający terror komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Raz jeszcze Eros i Tanatos spotykają się w jednym miejscu. Z recenzji Maćka Kowalczyka dowiecie się czy warto wybrać się ten wojenny melodramat (CZYTAJ TUTAJ).

Drugi rodzimy film to „Dwie korony” Michała Kondrata, koprodukowany przez TVP. Jest to fabularyzowany dokument biograficzny, opowiadający o życiu o. Maksymiliana Kolbego, katolickiego świętego, który oddał życie za współwięźnia w Auschwitz. W roli głównej aktor mający najwyraźniej słabość do sutanny – Adam Woronowicz. Barwny życiorys o. Kolbego mógłby posłużyć za podstawę do całkiem interesującego filmu.  Niestety napływające recenzje  wskazują na to, że otrzymaliśmy kolejny pomnik z sugestią oglądania go na klęczkach, choć chwalą dokumentalne elementy filmu. Oliwy do ognia dodały rozpuszczane przez Telewizję Polską fałszywe wieści, jakoby film  został dobrze przyjęty na tegorocznym festiwalu w Cannes, podczas gdy jego (płatna) projekcja odbywała się jedynie na towarzyszącym festiwalowi targom dystrybutorów. Mamy jednak w redakcji śmiałka, który żyje nadzieją, że film reprezentuje wyższy poziom niż choćby „Zerwany kłos” i może być wartościową pozycją kina ewangelizacyjnego. Ma zamiar przekonać się o tym na własne oczy. Krzyż na drogę. 

Zgoda
"Zgoda"

Nadmienić należy, że ten piątek wypada trzynastego dnia miesiąca. Dystrybutorzy srodze by nas zawiedli, gdyby nie przygotowali na tę okazję jakiegoś horroru. Tym razem jest to „Krucyfiks” Xaviera Gensa. Autor zasłynął cenionym w światku miłośników gatunku „Frontière(s)”. Jego najnowsze dzieło to historia opętań, do jakich doszło w małej rumuńskiej wiosce. Pierwsze opinie każą podejrzewać, iż może być on sztampowym kinem grozy o egzorcyzmach. Miłośnicy tematu nie powinni być jednak zawiedzeni, zwiastuny gwarantują przyzwoitą realizację i sporą dawkę jumpscare’ów.

W segmencie na cotygodniowy francuski film, który nikogo nie obchodzi, tym razem witamy nowość od M2Films. „Nasz najlepszy rok” to komediodramat osadzony w równie uroczej, co plastycznej scenerii winnic południowej Francji. Cédric Klapisch po raz kolejny bierze na warsztat klasyczny motyw komedii mieszczańskiej z elementami kina autorskiego, psychologicznego. Sentymentalizm przeplata się z prostym humorem. Typowa produkcja, która ani nie zanudzi, ani nie pozostanie w głowie na dłużej niż chwila po seansie. Francuscy krytycy, oceniając ją średnio na 6,4, podkreślają w swoich tekstach klasyczną zachowawczość obrazów reżysera i łatwość odbioru materiału. Jeśli chcecie odpocząć po stresującym dniu albo wyciągnąć na film swoją mamę to może być całkiem niezły wybór.

 

Nasz najlepszy rok
"Nasz najlepszy rok"

Z łatką niewypału jaki im przypięła amerykańska krytyka trafia do nas najnowsza animacja Sony czyli „Emotki. Film”. Kuriozalny pomysł, żeby opowiedzieć o emotikonach „żyjących” wewnątrz telefonu komórkowego spotykał się z kpinami i niedowierzaniem.  Maciek Kowalczyk widział ten hollywoodzki produkt na pokazie przedpremierowym i uważa, że: 

Problem z filmem Tony'ego Leondisa zaczyna się od cynicznego pomysłu na jaki wpadli producenci. To od początku do końca produkt galopującego kapitalizmu. Historia jest tutaj najmniej ważna, bo została zerżnięta z tysiąca innych lepszych animacji, które robiono z sercem. Pierwsze przykłady z brzegu: "Toy Story", "Ralph Demolka", "W głowie się nie mieści". Infantylność postaci i ich motywacje idą w parze w kryptoreklamą, która wylewa się z każdej minuty seansu. Humor ordynarny, ale dzieci śmieją się jak kolejny raz któraś emotka upadnie czy uderzy drugą. Szkoda czasu, tak dzieci jak i rodziców. Lepiej zainwestować w DVD jednego z arcydzieł Pixara albo ekobajki Hayao Miyazakiego niż dokładać do takiego interesu.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk

Po cichu do Polski weszła też inna produkcja skierowana do najmłodszych widzów. Mowa o duńskim filmie familijnym „Villads„, który dwa lata po premierze w swojej ojczyźnie zawita na ekranach naszych kin, choć w bardzo mocno limitowanej dystrybucji. Fabuła nie zapowiada nic szczególnego, z materiałów promocyjnych dowiadujemy się, że jest to historia wesołego, kreatywnego sześciolatka, zmagającego się z pierwszym rokiem w szkole, która to jest dla niego złem koniecznym. Można więc powiedzieć że mamy do czynienia ze skandynawską odpowiedzią na kultowego francuskiego „Mikołajka”, próbą wyciągnięcia uśmiechu z dziecięcego podejścia do świata, który otacza nas na co dzień.