Na co do kina #65: Cotygodniowy przegląd premier

Choć jest nam niezmiernie przykro pożegnać wakacje, pogoda w sali kinowej pozostaje niezmienna. W związku z tym niezależnie, czy za oknem słońce, czy deszcz, jak co tydzień czekają na nas nowe premiery. Zimny front atmosferyczny przyniósł do polskich kin długo oczekiwany „Fokstrot”, szwedzką „Żonę”, „Letnią szkołę życia” Laurenta Canteta oraz kilka innych tytułów, o których możecie przeczytać poniżej.

PREMIERA TYGODNIA: Fokstrot

WYBIERAMY SIĘ: Żona, Letnia szkoła życia, Endless

INNE PREMIERY: Zakonnica, Gotti, Biały Kieł, Stateczek Eliasz

Premiera tygodnia może być tylko jedna – rewelacyjne recenzje, Wielka Nagroda Jury w Wenecji, zachwyt prawie każdego, kto oglądał. „Fokstrot to niewątpliwie jeden z najlepszych filmów, jakie w 2018 roku nawiedzą polskie kina. W naszej przedpremierowej recenzji (PEŁNA RECENZJA TUMarcin Prymas pisał o nim tak: 

Stan permanentnej wojny, nieustającego życia w strachu, służba w armii jako nieodzowny element życia mężczyzny, spędzanie lat młodości pilnując szlabanu pośrodku pustyni. Izrael to kraj całkiem inny od tego, co znamy żyjąc w Europie. Samuel Maoz uzbrojony w ostrze satyry portretuje w „Fokstrocie” swój naród w trzech epizodach, ukazując nam opowieść o rodzinie Feldmanów.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
żona
„Żona”

Dla tych, który wolą bardziej pacyfistyczne, acz nie mniej ważne klimaty, przygotowana została pokazywana na Nowych Horyzontach „Żona”. Szwedzki film, który ma dać wreszcie upragnionego Oscara Glenn Close, trafił w swój czas, wszak wszyscy mamy w pamięci afery związane ze Szwedzką Akademią Nauk, a także akcję #metoo. To opowieść o żonie, która w obliczu wielkiego sukcesu męża zostaje zredukowana i poniżona. Tak o niej pisała Aleksandra Szwarc (PEŁNA RECENZJA TU):

„Żona” jest dziełem pozornym, wbrew oczekiwaniom urasta do dużo wyższej rangi niż się spodziewano. Staje się rozognionym głosem w sprawie patriarchalnego systemu rozporządzania rolami w społeczeństwie. Suponuje pytania, często fundamentalne, ściśle skorelowane z poświęceniem i miłością. Dosadnie portretuje zalążki feminizmu z lat 50., uświadamiając jak długą drogę płeć piękna przeszła od tamtego czasu i w jaki sposób zmieniła się jej funkcja w hierarchii. Na koniec rozprawia się jeszcze z aforyzmem, czy milczenie aby na pewno jest złotem. Jest, prawda?

Ola Szwarc
Aleksandra Szwarc

Zdobywca Złotej Palmy za „Klasę”, Laurent Cantet, powraca z filmem „Letnia szkoła życia” opowiadającym o nastolatkach uczestniczących w warsztatach pisarskich w prowansalskim La Ciotat. Pochodzący z różnych środowisk młodzi ludzie pod kierunkiem słynnej autorki Olivii Dejazet (Marina Foïs) próbują swych sił w pisaniu thrillera rozgrywającego się na Lazurowym Wybrzeżu. Niepokorny Antoine (debiutujący na wielkim ekranie Matthieu Lucci) przykuwa uwagę Olivii swym zachowaniem, poglądami oraz zaprezentowaną na kursie sugestywną opowieścią o seryjnym mordercy. Między kobietą a chłopakiem rodzi się ambiwalentna relacja. Choć pochylenie się nad młodymi bohaterami i sama historia mogą wskazywać na podobieństwa do „Klasy”, krytycy zwracają uwagę, że Cantet otwarcie igra z oczekiwaniami widza. Portal RogerEbert.com zauważa, jak zręcznie Francuz porzuca stylistykę szkolnego dramatu na rzecz psychologicznego thrillera, nie zapominając o społecznym tle. „Variety” chwali przemyślaną konstrukcję scenariusza (autorstwa Canteta i Robina Campillo), korespondującą z fabułą i zwracającą uwagę na sam proces powstawania opowieści w umyśle twórcy. Jednomyślne pochwały zbierają aktorzy: Marina Foïs jako daleka od nobliwej mentorki, mocno zaangażowana nauczycielka tracąca kontrolę nad swymi podopiecznymi, a przede wszystkim Matthieu Lucci, w którego grze oddającej niewinność, fascynację przemocą i prowokacyjność poglądów Antoine’a odnaleźli krytycy swoiste objawienie. To właśnie interakcje tych dwóch bohaterów wydają się być najmocniejszą stroną filmu. Choć „Letnia szkoła życia” zbiera liczne pochwały, bywa krytykowana za zbyt otwarte odsłonięcie mechanizmów oddziaływania na widza gatunku, jakim jest thriller i idącą za tym stopniową utratę psychologicznego autentyzmu oraz szybkie porzucenie interesujących refleksji na temat relacji między współczuciem a wykorzystywaniem („The New York Times”). Czy to powrót Canteta do formy po rozczarowujących „Foxfire” i „Powrocie do Itaki”? Zdania są podzielone. Najlepiej więc przekonać się samemu.

„Endless”

Duet reżyserski Justin Benson i Aaron Moorhead zawita do naszych kin po raz pierwszy za sprawą filmu Endless”. Panowie nie tylko są twórcami dzieła, ale również wciskają się w role głównych bohaterów. Opowieść dotyczy dwóch braci, niegdyś wychowanych w zamkniętej społeczności skupionej wokół… kultu UFO. W młodości udało im się wyrwać ze wspólnoty. Jeden z nich, strapiony ciężką sytuacją życiową, namawia drugiego na odwiedziny miejsca, gdzie się wychowali, chcąc powspominać stare czasy. Na miejscu czeka ich pozorna idylla, lecz członkowie sekty zdają się skrywać jakiś mroczny sekret. Oto opinia Adriana, który już film widział:

Szalony miks horroru, science-fiction oraz komedii. Zawiera masę cech, za które cenimy amerykańskie kino niezależne - nieprzewidywalność, dystans, energię. Widać to zwłaszcza w pierwszej połowie, mocno związanej z kinem grozy. Później natłok kuriozalnych pomysłów nieco męczy. Co nie zmienia faktu, iż warto zobaczyć to dziwactwo. Szersze omówienie możecie usłyszeć na Konglomeracie Podcastowym, gdzie w jednym z epizodów udzielił się władnie Adrian i wraz z gospodarzem, Szymasem, recenzuje ten nietuzinkowy utwór. Podcast na temat „Endless” TUTAJ.

Adrian Burz
Adrian Burz

Podcast na temat „Endless” TUTAJ

Szeroko promowana „Zakonnicanie jest, jak się okazuje, kolejną ekranizacją powieści Denisa Diderota, a  spin-offem z rozrastającego się uniwersum horrorów Jamesa Wana. Po opętanej lalce Annabelle przyszedł czas na origin story  dedykowany znanej z drugiej części „Obecności” demonicznej zakonnicy. Rzecz ma miejsce w Rumunii lat 50. i obraca się wokół śledztwa w sprawie samobójstwa młodej siostry zakonnej. Prowadzi je bohaterski egzorcysta, ojciec Burke (Demián Bichir), a partneruje mu natchniona  nowicjuszka Irene (Taissa Farmiga). Za kamerą Wan postawił tym razem Corina Hardy’ego, niedoszłego reżysera nowej wersji kultowego Kruka” oraz odpowiedzialnego za średnio przyjęty horror Z lasu” (2015). Muzykę skomponował nasz rodak, niezawodny Abel Korzeniowski. Pierwsze recenzje sugerują, że to raczej odcinanie kuponów od poprzednich odsłon serii i tylko widzowie rozkochani w  festiwalu jumpscare’ów poczują się jak w domu. Średnia pozytywnych opinii na Rotten Tomatoes wynosi obecnie jedynie 32%, a Metacritic wskazuje 46/100. Rodzimych opinii nie ma jeszcze wiele, ale Michał Walkiewicz z Filmwebu, choć pozostaje raczej krytyczny, twierdzi, że do filmu nieoczekiwanie wpleciono sporo humoru i komiksowej przesady, a czasem uderza on w tony typowe dla kina przygodowego. Wychodzi na to, że jeśli preferujecie klasyczne metody straszenia, być może Zakonnica” spędzi Wam sen z powiek.

Bardzo złe filmy również miewają swój urok, czy jednak „Gotti należy do tej grupy? Jest to wątpliwe, acz możliwe. O nowej, kuriozalnej produkcji dystrybuowanej przez Mayfly pisze Marcin Prymas (PEŁNA RECENZJA TUTAJ):

Już od pierwszej sceny – łamiącego czwartą ścianę monologu śmiesznie ucharakteryzowanego Travolty mówiącego banały na tle nocnej panoramy Nowego Jorku – widzimy, że coś jest nie tak. Gdy akcja przenosi się do więzienia, gdzie osadzony John Gotti (w tej roli właśnie woskowa figura udająca gwiazdę Pulp Fiction” i Gorączki sobotniej nocy”) jest wizytowany przez swojego syna Johna Gottiego Juniora (zgłaszający się po tytuł najgorszego aktora świata Spencer Rocco Lofranco), panowie najpierw rozmawiają o tym, że dostali zgodę na spotkanie (tak jakbyśmy tego nie widzieli), lecz już po chwili dowiadujemy się o prawdziwym celu wizyty. Junior ma już dość ciągłego unikania prokuratorskich zarzutów i chce pójść na ugodę, lecz najpierw potrzebuje błogosławieństwa ojca. Jak się okazuje, spotkanie to jest jedną z dwóch klamr spinających produkcję (drugą jest wspomniany monolog do widzów, który powraca zaraz przed końcowymi napisami). Historię życia, wzrostu potęgi i upadku tytułowego Gottiego, a także przestępczej kariery jego syna poznajemy w szeregu luźno powiązanych ze sobą i rozłożonych na ponad 30 lat retro i futurospekcji.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
„Gotti”

Doświadczony animator Alexandre Espigares, twórca nagrodzonego Oscarem w 2013 roku Pana Hublota”, podjął się stworzenia adaptacji znanej książki Jacka Londona o przyjaźni czworonoga z człowiekiem. Z wywiadów wiadomo, że  scenarzyści „Białego Kła starali się być wierni fabule powieści. Całość ma zachowywać powagę pierwowzoru bez akcentowania scen przemocy. Wygląda na to, że dostaniemy  przesłanie życia zgodnie z poszanowaniem praw natury. Obrazowi towarzyszy muzyka Bruno Coulaisa, który skomponował wcześniej ścieżkę dźwiękową m.in. do dokumentu Mikrokosmos. Zastosowanie tekstury malowania techniką olejną odbywa się kosztem realistycznych detali na sierści zwierząt i płaszczach ludzi, ale kadry ukazujące zimowy krajobraz wzbudzają zachwyt. Dla takiego oryginalnego i subtelnego efektu  warto zabrać pociechy lub młodsze rodzeństwo i  wybrać się do kina.

Na zakończenie „Stateczek Eliasz – animacja dla najmłodszych prosto z Norwegii. To opowieść znad morza o Eliaszu, który po udanej akcji ratunkowej zostaje przeniesiony do pracy w Wielkim Porcie. Okazuje się jednak, że nowe zadanie nie jest tak proste, jak początkowo mogło się wydawać, aż któregoś wieczoru udaje mu się podsłuchać rozmowę przestępców. Szajka nielegalnie wydobywa radioaktywny metal, który, jakby tego było mało, okazuje się emitować fale elektromagnetyczne wpływające na pogodę. Teraz stateczek musi raz jeszcze zwrócić się do swoich starych znajomych o pomoc, by wspólnie zdemaskować niebezpiecznych złoczyńców. Jeżeli Wasze pociechy gustują w bajkach o służbach ratowniczych typu „Strażak Sam” czy „Psi patrol”, to istnieje szansa, że i ta skandynawska produkcja przypadnie im do gustu.