Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #44

Zapewne piękna wiosenna pogoda przekona Was do parków, wiślanych skarp i Zalewu Zegrzyńskiego. Nie zapomnijcie, jednak że wieczory nadal są chłodne, a sale kinowe ogrzewane i pluszowe. Gdy już tam dotrzecie czeka na Was kilka niespodzianek. Nie przegapcie świetnie zapowiadającego się horroru i kina zemsty z twarzą Joaquina Phoenixa. Poniżej radzimy też czego należy się wystrzegać.

PREMIERA TYGODNIA: Ciche miejsce

WYBIERAMY SIĘ: Nigdy cię tu nie było, Znikasz, Życzenie śmierci, Huragan

INNE PREMIERY: Pół na pół, Piotruś Królik, Niewidzialne

Wszystko sugeruje, że w piątek wyląduje na ekranach kolejny świetny film grozy. Ostatnie lata były dla gatunku owocne i „Ciche miejsce” może być następnym dowodem dobrej passy. Rotten Tomatoes daje 96% świeżych pomidorów, Metacritic 82%, a nasz rodzimy Media Krytyk wskazuje 100% pozytywnych recenzji. To nie byle jakie rekomendacje. Jeśli jednak macie wątpliwości, a słówko „horror” wciąż skutkuje u was dystansem, przeczytajcie mamy do czynienia. „Ciche miejsce” to opowieść o świecie zdominowanym przez tajemniczych najeźdźców. Czteroosobowa rodzina Abbotów walczy o przetrwanie, żyjąc ze świadomością, iż każdy głośniejszy dźwięk oznacza niebezpieczeństwo. Istoty prześladujące ludzi są bowiem wyczulone na hałas. Jakkolwiek niedorzecznie brzmi wstęp, jeśli się dłużej zastanowić, fabuła podkreśla wagę dźwięku jako narzędzia X Muzy. Reżyser, John Krasinski, ogranicza dialogi do minimum, muzykę stosuje oszczędnie, każe widzowi wsłuchać się w „odgłosy ciszy”. Recenzenci zapewniają, że to nie jest wcale pole manewrowe dla jumpscare’ów. To świadome zastosowanie gatunkowych możliwości, na potrzeby przejmującego dramatu rodzinnego. Czy przedstawiona historia, kryje za sobą również ważną problematykę? Sami jesteśmy ciekawi, a na razie zapewnienia o sprawnym warsztacie i dobrze napisanych bohaterach jest wystarczającą zachętą, by uznać film „premierą tygodnia”. Wynik oczekiwań poznacie już wkrótce.

Nigdy cię tu nie było
"Nigdy cię tu nie było"

Z niemal rocznym poślizgiem do ogólnopolskiej dystrybucji trafia jeden z głośniejszych tytułów ubiegłorocznego konkursu w Cannes. Nad Lazurowym Wybrzeżem „Nigdy cię tu nie było” otrzymało siedmiominutową owację publiczności i dwie nagrody: za najlepszą rolę męską i za scenariusz. A pomyśleć, że niewiele brakowało by reżyserka nie zdążyła z montażem na pierwszy pokaz. O co tyle hałasu spróbuje Wam pokazać Krystian Prusak, który widział już film na pokazie przedpremierowym.

Joaquin Phoenix wciela się w Joego, doświadczonego przez życie samotnika o skłonnościach autodestrukcyjnych nadal mieszkającego z matką. Zarabia na siebie wykonując niebezpieczne zlecenia, wymagające nierzadko rozlewu krwi. Gdy jednak pozornie typowe zadanie odnalezienia i sprowadzenia Niny (Ekaterina Samsonov), córki senatora Votto zaczyna się, eufemistycznie rzecz ujmując, komplikować, powrót do dawnej rutyny będzie już niemożliwy. Phoenix jest niezwykle wiarygodny, niemal zespalając się z graną postacią. Jego ogorzała twarz i szpakowata broda wiodą prym niemal w każdym kadrze. Przeżycia wewnętrzne Joego wysuwają się na pierwszy plan, filtrując świat przedstawiony przez pryzmat protagonisty, gdzie zsubiektywizowane zdjęcia Thomasa Townenda znajdują się w idealnej synergii z elektroniczną i psychodeliczną muzyką Jonny’ego Greenwooda z Radiohead.

Krystian Prusak
Krystian Prusak

Czy „Znikasz” mieści się w kategorii nieprzekonującego eksperymentu, czy unikalnego doświadczenia? Dramat intymny drążący neurologiczne podstawy ludzkich zachowań stara się przybliżyć Anna Strupiechowska.

Fredrik jest dyrektorem szkoły oskarżonym o defraudację. W tym samym czasie wykryto u niego guza mózgu. Czy zachował się tak z własnej woli, czy też choroba wpłynęła na zdolności umysłowe i osobowość Fredrika? Jego żona ma teorię, że jej mąż nie jest już tym samym człowiekiem. Czy może ufać swoim spostrzeżeniom? Mia stara się zrozumieć, kim naprawdę jest mężczyzna, którego poślubiła wiele lat wstecz. Skomplikowana sytuacja osobista nie ułatwia tego zadania. Zaczyna mieć obsesję na punkcie neurobiologii. Doszukuje się wyjaśnień w oparciu o naukowe przesłanki. Nadają one komentarz do poszczególnych scen i pozwalają widzowi na zachowanie emocjonalnego dystansu. Małżeństwo wspiera prawnik Bernard Berman (świetna rola wieńcząca karierę zmarłego w zeszłym roku Michaela Nyqvist’a).
„Znikasz" posługuje się rozłącznymi fragmentami wspomnień i wyobrażeń. Nielinearna narracja daje efekt nieprzewidywalności i wzbudza ciekawość. Jednakże swobodne przechodzenie między salą sądową a retrospekcjami z życia pary może przyprawić widza o skonfundowanie. Od początku fabuła prowadzona jest w zdecydowany sposób, bez przestojów. Postaci poznajemy poprzez kolejne wydarzenia. Dopiero łącząc fragmenty można poznać lepiej kim są właściwie bohaterowie tej historii. Część widzów podzieli zdawkowe podejście do sylwetek postaci, czy trudność w określeniu czym właściwie jest film. Warto więc zabrać ze sobą kogoś na seans, by podczas wspólnej dyskusji przekonać się o wyjątkowości tego obrazu.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
Znikasz
"Znikasz"

Eli Roth postanowił tymczasem wskrzesić legendę Paula Kersey’a w remake’u „Życzenia śmierci”. Pierwszy film o tym tytule gościł na ekranach w 1974 roku, a twarzy głównemu bohaterowi użyczył sam Charles Bronson, kreując tym samym postać kultową. Oryginał opowiadał o szanowanym obywatelu, którego żona i córka padają ofiarą przemocy ze strony zwyrodniałych bandytów. Bohater w obliczu bezradności policji sięga po broń, celem zlikwidowania nowojorskiej przestępczości. Wbrew obiegowej opinii, nie było to regularne kino zemsty, a politycznie zaangażowana sensacja o obywatelu pragnącym naprawić coś, co system ignoruje. Sposób Karsey’a był radykalny, toteż przysporzył filmowi mnóstwa kontrowersji, między innymi przez wzgląd na pojawienie się naśladowców. Kolejne części, a to zmieniały się już w standardowe akcyjniaki za sprawą Michaela Winnera, a to znów poruszały społeczną tematykę, ale w bardzo płytki sposób dzięki J. Lee Thompsonowi (co typowe dla późnych dzieł tego reżysera). „Życzenie śmierci” w interpretacji Eliego Rotha ma być rzekomo nastawione na eksploatację (czegoż moglibyśmy się spodziewać po twórcy „Hostelu”). To droga bardzo podobna do trzeciej odsłony cyklu, przy czym jeszcze gęściej polewająca historię krwawym keczupem. Jak się okazuje ze zgniłych pomidorów, bo Rotten Tomatoes na chwilę obecną wystawia filmowi nędzne 17%. Lepszą alternatywą dla seansu wydaje się czekanie na nieoficjalny sequel oryginału, zwany „Death Kiss”, zaplanowany jeszcze na ten rok. Nie trudno wypatrzyć w trailerze tej produkcji Charlesa Bronsona. Jak to możliwe? Tego nie zdradzimy.

Jeżeli zwiastun Huraganu” podziałał na Was jak bujający okręt na cierpiących na chorobę morską, nie czytajcie dalej tego akapitu. Jednak jeśli ta sieczka poprzetykana przebojem Scorpions wywarła podobne dziwnie znajome mrowienie jak kolejne odsłony Rekinado i późne dzieła Nicholasa Cage’a to weźcie swoje tabletki i czytajcie uważnie. Tak, właśnie do polskich kin trafia najważniejszy film roku. Podczas huraganu stulecia, który wyrywa drzewa z korzeniami, grupa śmiałków planuje napad na konwój wiozący 600 milionów dolarów. Szykuje się akcja podniesiona do potęgi entej. Z żywiołem walczyć będą Toby Kebbell (“Black Mirror”, Koba z “Ewolucji planety małp”) i Maggie Grace (znana z serialu “Lost” i serii “Uprowadzona”). Za kamerą widowiska reżyser “Tunelu”, “xXx” i  “Szybkich i wściekłych”, Rob Cohen, a za skrypt odpowiadało tylko… 4 scenarzystów. Będzie się działo!

Piotruś Królik
"Piotruś Królik"

„Piotruś Królik” to kolejny obok Kubusia Puchatka i  Misia Paddingtona brytyjski pupilek najmłodszych, który z kart książek trafia na wielki ekran. Piotruś jest z tej trójki raczej najmniej popularny, ale w przeciwieństwie do niedźwiadków, zuchwały i zaradny, a nade wszystko zdecydowanie najstarszy. Książeczki autorstwa Beatrix Potter opowiadające o tym, króliku w jasnoniebieskim płaszczu sięgają samego początku XX wieku (1902 rok). Ma on za sobą też dwa, emitowane także w polsce, seriale animowane (odpowiednio z 1992 i 2012).  Najnowszy film, podobnie jak wspomniany Paddington, łączy animację z filmem aktorskim. Banda królików z tytułowym Piotrusiem na czele zmaga się, w walce o ogród oraz serce uroczej sąsiadki, z rolnikiem McGregorem. Wg większości recenzentów dominuje nie najwyższych lotów slapstickowy humor, nieco wypaczający wymowę książkowego oryginału, a od Piotrusia perfidii mógłby uczyć się sam Kevin McCallister. Dzieci powinny bawić się względnie dobrze, a dorośli docenić role Domhnalla Gleesona i Rose Byrne. Co prawda w polskiej wersji nie usłyszymy głosów wcielających się w postacie królików: Daisy Ridley, Margot Robbie czy Elisabeth Debicki, ale rodzimy dubbing podobno jest co najmniej znośny.

Francuska komedia Alexandry Leclère opowiada o Jeanie, który ma żonę i dzieci, ale także kochankę. Po odkryciu zdrady jego małżonka postanawia zaproponować mężowi i jego kochance układ. Kobiety będą się nim „dzielić” i spędzać z nim po jednym tygodniu na zmianę. Po początkowym zdziwieniu, cała trójka decyduje się spróbować tej relacji. W roli Jeana występuje Didier Bourdon, którego ostatnio mieliśmy okazję oglądać w miernym „Alibi.com”, a jego żonę gra Valérie Bonneton („Przychodzi facet do lekarza”), na ekranie pojawi się także Hélène Vincent („Samba”). Pół na pół” wydaje się być komedią niskich lotów z raczej rynsztokowym humorem, ale żeby nie oceniać książki po okładce, zostaje nam udać się w weekend do kina i przekonać na własnej skórze.

Jedyną polską nowością tego weekendu będzie drugi pełny metraż Pawła Sali. Pochodzący z Poznania reżyser i scenarzysta przed ośmioma laty głośno debiutował „Matką Teresą od kotów”. Skupiona na psychologicznym aspekcie wydarzeń, opowieść o brutalnym matkobójstwie przyniosła mu między innymi Paszport „Polityki”. „Niewidzialne”, bo o nich mowa, wedle opisów i zapowiedzi są metafizyczną opowieścią, o tym jak życie trzech ubogich szwaczek, reprezentantek różnych pokoleń, zostaje odmienione przez działania tajemniczej Marii Mircale. Opis ten przypomina niezbyt udane „The Place”, które Aurora wprowadziła do naszych kin kilka tygodni temu i zapewne nie jest to błędne skojarzenie. Film Sali zbiera jednak jeszcze gorsze opinie niż obraz Genovese, nie zrobił również furory podczas festiwalu w Gdyni, gdzie wyświetlany był w sekcji Inne Spojrzenia. „Niewidzialne” do kin wpuszcza mały dystrybutor Alter Ego, dlatego raczej nie można się spodziewać zbyt dużej liczby pokazów, może to i dobrze?