Na co do kina? Cotygodniowy przegląd premier #41

Niby sezon ogórkowy właśnie się zaczął, ale w tym tygodniu więcej filmów wzbudza nasze zainteresowanie niż by nam się pierwotnie wydawało. Wiosna powoli przeziera przez marcową słotę, a na kinowym firmamencie niczym przebiśniegi pojawiają się skromniejsze produkcje. Na ekrany oprócz kolejnej odsłony uniwersum Pitbulla (tym razem na smyczy Pasikowskiego) zawita także najnowsze dzieło Hanekego, feministyczne kino zemsty z Indonezji czy nader aktualny dramat wojenny z Hiam Abbass w roli głównej

PREMIERA TYGODNIA: W czterech ścianach życia

WYBIERAMY SIĘ: Marlina: Zbrodnia w czterech aktach, Happy End, Pitbull. Ostatni pies, Do zakochania jeden krok

INNE PREMIERY: Gnomeo i Julia. Tajemnica zaginionych krasnali, Na linii wzroku, Święty niezłomny

Anna Strupiechowska ujawnia w swojej opinii czemu film „W czterech ścianach życia” wyróżnia się na tle ostatnich produkcji dotyczących konfliktów zbrojnych na Bliskim Wschodzie.

Philippe Van Leeuw dał się poznać jako twórca świetnego psychologicznego dramatu "Dzień, w którym Bóg odszedł" (2009) krążącego wokół tematu ludobójstwa w Rwandzie. W swoim najnowszym filmie reżyser rezygnuje z angażowania się w politykę na rzecz przekazania uniwersalnego doświadczenia sponiewieranej jednostki. Epicentrum działań zbrojnych znajduje się tuż za ścianami bloku, wewnątrz którego uwięziona jest niewielka społeczność złożona z dwóch sąsiadujących ze sobą rodzin. Mieszkanie jest dla nich jedynym schronieniem. Niejednokrotnie słychać jedynie echa eksplozji, ale oblężenie przypomina o sobie na każdym kroku i z różnym natężeniem. Akcja tego dramatu dzieje się podczas jednej doby na małej przestrzeni, co potęguje klaustrofobiczne odczucia. Stale z zewnątrz dobiegają odgłosy strzałów a zagrożenie ze strony snajperów i szabrowników jest namacalne. Wszystko ukazane jest subtelnie za pomocą przeżyć bohaterów. Tak jak postaci tkwią stale na posterunku, wypatrując niebezpieczeństwa z ukrycia, tak widz trwa w oczekiwaniu na momenty wytchnienia, którymi są ciche i spokojne chwile goszczące w rodzinnym ognisku. Zdobywca nagrody publiczności na Berlinale stawia oglądającego w niewygodnej pozycji, przepełnia poczuciem wewnętrznego rozbicia, lękiem przed niepewnością jutra. Wystarczyło 80 min, by belgijski twórca przekazał sugestywnie wpływ wojny na obywateli państwa syryjskiego. Dla takiego efektu warto pomaszerować na seans goszczący w naszych kinach dzięki Aurora Films.

Anna Strupiechowska
Anna Strupiechowska
Happy End
Happy End"

Według Michaela Hanekego to nie jest ostatni film w jego karierze, mimo że przewrotny tytuł, jak i sama struktura dzieła mogłyby na to wskazywać. „Happy End” jawi się bowiem jako składanka największych przebojów austriackiego reżysera, utrzymana tym razem w tonie farsy. Wielbiciele artysty znajdą tutaj wszystko – lęk przed śmiercią, refleksję dotyczącą wpływu technologii na ludzkie życie, rozpad więzów międzyludzkich… Czy cytujący sam siebie Haneke to gest triumfatora czy oznaka bezsilności? Przeczytajcie recenzję tutaj.

Marlina
Marlina: Zbrodnia w czterach aktach"

Pięć Smaków kolejny raz raczą nas stylową egzotyką. “Marlina: Zbrodnia w czterech aktach” to warty uwagi indonezyjski western. Filmem zachwycony był Grzegorz, którego opinię prezentujemy poniżej.

Indonezja bez wątpienia kinem gatunkowym stoi i "Marlina" jest tego kolejnym doskonałym przykładem. Reżyserka Mouly Surya zabiera nas na wyspę Sumba, która w jej obiektywie do złudzenia przypomina uwspółcześniony dziki zachód. Poznajemy tam tytułową bohaterkę, młodą, samotną wdowę nawiedzaną przez lokalnych rzezimieszków. W obliczu zagrożenia, zdana tylko na siebie, musi wykazać się wielką determinacją i heroizmem, żeby ujść z życiem. To wyjątkowo oryginalnie poprowadzony film zahaczający o rape and revenge i kino drogi, garściami czerpiący z estetyki spaghetti westernu. Formalnie zapiera dech w piersiach muzyką w duchu Ennio Morricone, majestatycznymi panoramami i symetrią kadru. Zdążymy nimi nacieszyć oko, bo całość, mimo kilku bardziej dynamicznych sekwencji poprowadzona jest raczej w duchu slow cinema, co pozwoliło mi jeszcze głębiej wniknąć w tę okrutną, ale niepozbawioną nadziei i wypełnioną czarnym humorem opowieść. Ze względu na połączenie wielu różnych stylów jest spore prawdopodobieństwo, że każdy znajdzie w "Marlinie" coś dla siebie. Miłośnicy kina gatunkowego, docenią sprytną zabawę konwencją, a szukający głębszych treści dostrzegą odważny, szczególnie uwzględniając kraj jego pochodzenia, feministyczny manifest.

Grzegorz Narożny
Grzegorz Narożny

Niewątpliwie, frekwencyjnym hitem tygodnia zostanie najnowsza część serii „Pitbull”. Po zawirowaniach produkcyjnych związanych z kontrowersyjnym występem aktorskim Doroty „Dody” Rabczewskiej i związanym z tym osieroceniem projektu przez jego twórcę i pomysłodawcę Patryka Vegę zainteresowanie projektem było spore. Zwłaszcza, że na stołku reżyserskim zasiadł nestor polskiego kina gatunkowego – Władysław Pasikowski. Nasz redaktor miał przyjemność widzieć film “Pitbull. Ostatni pies” podczas pokazów przedpremierowych, oto jego krótka opinia:

Ostateczny efekt pozostawia mieszane uczucia. Z jednej strony dużo tu, zwłaszcza w pierwszym akcie, pokracznego humoru w stylu produkcji spod znaku Patryka Vegi, z drugiej jednak z czasem historia poważnieje, a sceny strzelanin zostały wykonane naprawdę świetnie. Silną stroną filmu jest obsada, Rafał Mohr gra swoją życiówkę, Krzysztof Stroiński i Marcin Dorociński w swoich ikonicznych rolach są jak zwykle świetni, nawet wcielający się w dość kuriozalną postać szefa pruszkowskiej mafii Cezary Pazura pokazuje, że kiedyś był uznanym aktorem. Niestety są tu też postaci kobiece, Doda oraz Agnieszka Kawiorska role mają stosunkowo istotne, ta pierwsza zresztą jest jednym z trzech głównych bohaterów produkcji, zatem na ekranie są często i gęsto, co bynajmniej nie jest przyjemnością dla widza. „Ostatni pies” to film nierówny, na którego wady należy spoglądać przez pryzmat tego specyficznego uniwersum, lecz dla kogoś mającego jeszcze w pamięci „Niebezpieczne kobiety”, obraz Pasikowskiego może się jawić jak prawdziwa kinofilska uczta.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Pitbull. Ostatni pies
"Pitbull. Ostatni pies"

Trawestacje literatury klasycznej w postaci dziecięcej animacji z jakiegoś powodu ciągle robią na widzach wrażenie. Nawet jeśli żarty nie są pierwszej świeżości, a wykonaniu daleko do filmów czołowych wytwórni. Tak właśnie prezentowali się “Gnomeo i Julia” z 2011 roku, łączący tekst Szekspira z wysypem bardziej lub mniej czerstwych dowcipasów. Film mimo nienajlepszych recenzji zaskarbił sobie sympatię polskiej publiczności. Pewnie dlatego polski dystrybutor postanowił do niego bezpośrednio nawiązać w tytule sequela. “Gnomeo i Julia. Tajemnica zaginionych krasnali” (w oryginale “Sherlock Gnomes”) bierze bowiem na warsztat postać najsłynniejszego detektywa na świecie i wrzuca do bajkowego świata gnomów. Towarzyszą mu oczywiście bohaterowie pierwszej części, tytułowi Gnomeo i Julia, a także nieodłączny kompan Watson. Rzecz dzieje się w Londynie i toczy się wokół zagadki masowych kradzieży krasnali ogrodowych. Tradycyjnie, główną atrakcją dla młodszych widzów będzie zapewne niewybredny slapstickowy humor, a rodzice mogą bawić się odnajdując kolejne popkulturowe nawiązania. Jeśli tylko jeszcze nie przejadły im się one od czasów pierwszego “Shreka”.

„Do zakochania jeden krok” to przedstawiciel podgatunku komedii świecącej w ostatnich latach coraz większe triumfy. To jedna z tych opowieści robionych pod hasłem „emerytura to czas na realizację marzeń”. Scenarzyści filmów takich jak „Lepiej późno niż później”, „Kwartetu” czy nadchodzącej wielkimi krokami „Pozycji obowiązkowej” („Book Club”) przemilczają wszelkie niedogodności jesieni życia: choroby, wykluczenie, samotność, niedobory finansowe. Podobnego zawieszenia realizmu trzeba oczekiwać po produkcji wchodzącej na polskie ekrany dzięki M2 Films. Główna bohaterka, Sandra po tym, jak nakrywa ukochanego męża in flagranti musi zmienić swoje dotychczasowe życie. Nie mamy wątpliwości, że nowa sytuacja, czyli osiedlenie się w skromnym mieszkaniu siostry będzie dla niej okazją na ponowne zasmakowanie otaczającego świata. Za kamerą stanął Richard Loncraine, laureat Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię „Ryszarda III”, ale głównym atutem jego filmu będzie śmietanka brytyjskiego aktorstwa. Na ekranie zobaczymy Davida Haymana (znany z serialu „Taboo”), Celię Imrie (obie części Hotelu Marigold czy filmy o Bridget Jones), a przede wszystkim Imeldę Staunton i Timothy’ego Spalla (oboje z powodzeniem grali w serii Harry’ego Pottera, jak i w dziełach Mike’a Leigh). Choćby dla tej wyśmienitej obsady warto wybrać się do kina, z zastrzeżeniem, że nie będzie to jazda bez trzymanki, tylko historia ku pokrzepieniu serc.

 

"Do zakochania jeden krok"

Za sprawą Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, w mocno  limitowanej dystrybucji pojawi się u nas niemiecki film familijny “Na linii wzroku”. Jest to historia chłopca, który przez pierwsze lata dzieciństwa nie poznał swojego ojca, kiedy w końcu postanowił go odnaleźć dowiedział się, że jego tata jest karłem. Zwiastuny obiecują pełen pozytywnych emocji film, który dla najmłodszych będzie przede wszystkim lekcją tolerancji. Film zdobył aż 12 nagród, na różnych festiwalach zarówno w rodzimych Niemczech, jak i poza ich granicami (m. in. Mumbai, Valladolid, Mińsk), co robi wrażenie, nawet jeśli większość z nich była statuetkami dedykowanymi dla utworów dziecięcych i młodzieżowych. Zanosi się więc na kolejny wartościowy film, dla rodziców, którzy chcą pokazać swoim pociechom coś więcej niż kolejną animację z kolorowymi zwierzętami w głównej roli.

Odkąd kilka lat temu polscy dystrybutorzy po sukcesie filmów „Cristiada” i „Bóg nie umarł” zauważyli w kinach niszę do zagospodarowania, konserwatywny i wierzący widz zasypywany jest co kilka tygodni filmami religijnymi. Czy „Świętemu niezłomnemu” uda się wyróżnić pozytywnie pośród produkcji często o bardzo niskim poziomie artystycznym jak „Zerwany kłos”? Trailery wskazują na to, że filmowi Pablo Moreno bliżej jednak do słynnego meksykańskiego prekursora niż do polskiego hitu z Torunia. Obraz otrzymał kilka wyróżnień na festiwalach, w tym nagrodę dla najlepszego filmu zagranicznego na Międzynarodowym Festiwalu Filmów w Niepokalanowie oraz dla najlepszego filmu na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Katolickich Mirabile Dictu. Mayfly wstrzelił się w czas ważnego dla katolików Wielkiego Postu, kiedy to film może być odbierany jako element filmowych rekolekcji (co wykorzystała już sieć kin NoveKino) przygotowujących do Świąt Wielkiej Nocy. Prawdopodobnie, tradycyjne długie nogi w przypadków takich produkcji, przeciągną żywot filmu w kinach nawet na okres długo po Świętach. Dystrybutor sprytnie zaproponował polski tytuł nie jako enigmatyczny „Poveda”, ale kojarzący się już na pierwszy rzut oka z kinem religijnym i nawiązujący (być może nieświadomie) do lubianego radosnego przeboju Arki Noego, jednocześnie czyniąc honorowym patronem Caritas Polska. Dodatkowym ułatwieniem dla osób starszych będą zapowiedziane seanse z lektorem. „Święty niezłomny” to historia Pabla Povedy, hiszpańskiego księdza kanonizowanego przez Jana Pawła II. Zasłynął on jako czyniący posługę kapłańską wśród najuboższych nieszanowanych mieszkańców jaskiń miasteczka Guadix. Tworzył tam szkoły i jadłodajnie. Niezrozumiany i atakowany został zmuszony jednak do wyjazdu z miasta. Następnie, uczulony na prawa kobiet założył wraz z Józefą Pepitą Segovią Instytut Terezjański, który uzyskał cywilną i kościelną aprobatę Kościoła by uczyły się tam i zdobywały wyższe wykształcenie kobiety. Zginął jako ofiara prześladowań religijnych w okresie wojny domowej w Hiszpanii. Jak widać, feministyczne i prospołeczne poglądy bohatera filmu mają szansę przyciągnąć nawet bardziej lewicową publiczność.