„Delegacja” – recenzja zwycięzcy Warszawskiego Festiwalu Filmowego 2018

„Delegacja”, reż. Bujar Alimani

Ocena: 3/5

Jeśli można powiedzieć, że albańska kinematografia jest z czegoś znana na świecie, to są to polityczne komediodramaty. Kraj o szalonej historii najnowszej, jedyna maoistyczna dyktatura w Europie, państwo miliona bunkrów – nie było możliwości, by żyjąc pod butem Envera Hodży nie bronić się śmiechem przed absurdami rzeczywistości.

„Delegacja”, zdobywca Grand Prix tegorocznej edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego, bierze wiele z takich klasyków tamtejszego kina jak „Pułkownik Bunkier” (polecamy naszą analizę autorstwa Wojtka Koczułapa) z 1996 roku i „Hasła” z 2001 roku. Tragiczny los jednostki, korupcja, oderwanie władzy od rzeczywistości jest podlane groteską i dowcipami w barejowskim stylu.

Rzecz się dzieje pod koniec 1990 roku. Komunizm jest w odwrocie, ideowy Hodża już od 5 lat nie żyje, a członkom osieroconej partii zależy jedynie na utrzymaniu władzy i komfortowym życiu. Dla wszystkich staje się jasne, że koniecznością jest „otwarcie się na Europę”, w tym przypadku w postaci dołączenia do OBWE. Nikt tak naprawdę nie zamierza się dostosowywać do stawianych przez zachodnich biurokratów wymagań, dotyczących na przykład więźniów politycznych. Wszak ci ludzie wciąż mogą skompromitować nowych-starych liderów i zaszkodzić władzy. Mimo to jeden z osadzonych, Leo zwany też Profesorem, zostaje wywieziony z więzienia przez urzędnika służby bezpieczeństwa.

W trakcie trwania filmu towarzyszymy zatem zdezelowanemu rządowemu samochodowi i jego nadzwyczajnemu zestawowi pasażerów. Jest zirytowany przymusowym wyjazdem na prowincję oficer służby bezpieczeństwa, piekielnie inteligentny więzień, który zdaje sobie sprawę, że nagle stał się nietykalny oraz nierozumiejący nowej sytuacji i sfrustrowany bezczelnością starszego mężczyzny strażnik.

Zarówno humor, jak i dramaturgia biorą się tu w całości z dialogów. Interakcje zarówno pomiędzy uczestnikami tytułowej delegacji, jak i te angażujące napotkanych Albańczyków, są napisane ze swadą, ale trudno doszukiwać się specjalnie odkrywczych treści. Jest to raczej poprawny przedstawiciel gatunku aniżeli obraz mający duże artystyczne ambicje. W 2018 roku niestety trącą naftaliną nieliczne sceny tirańskie, w których obserwujemy zniewieściałego europejskiego delegata, którego miejscowa wierchuszka desperacko stara się zadowolić, a jednocześnie przekonać, że przyjaciel gościa ma się dobrze i już za chwilę wróci ze spaceru i do nich dołączy.

Warszawskie jury swoim wyborem kontynuuje wieloletnią tradycję nagradzania produkcji przeciętnych, acz jednocześnie względnie przystępnych dla publiki. „Delegację” widz zapomina w parę chwil po obejrzeniu. Chociaż akcja filmu dzieje się w słabo poznanym przez światową publikę kraju, to jednak jest on bardzo łatwy do przyswojenia i zrozumienia. Niestety sprawia to, że ten seans nie poszerzy specjalnie horyzontów widzów. Mimo wszystko jako oparty na dialogu komediodramat z politycznym zacięciem „Delegacja” może stanowić niezły wybór na niezobowiązujący wieczorny seans.

Marcin Prymas
Marcin Prymas