Czas wojny – recenzja filmu „Dunkierka”

„Dunkierka” to film, który od pierwszych dni zdjęciowych, nieprzerwanie budzi w widzach olbrzymie emocje. Kiedy jego długo wyczekiwana premiera doszła do skutku, sytuacja mogła rozwinąć się dwojako. Pompowana miesiącami bańka wybujałych oczekiwań mogła pęknąć, zostawiając za sobą jedynie jęki zawodu lub wciąż stopniowo rosnąć, przy akompaniamencie peanów międzynarodowej krytyki. Życie wybrało ten drugi scenariusz, a ja jestem zmuszony własnoręcznie wpuścić do balonika odrobinę powietrza od siebie, bo ten projekt po prostu nie mógł się nie udać.

Kiedy trylogia Batmana w reżyserii Nolana okazała się jednym z największych hitów w historii kina, a dwie z jej części przekroczyły próg miliarda dolarów zarobku, twórca „Memento” zyskał w Hollywood status wielkiej nadziei branży. Od tego czasu mógł sobie pozwolić na realizowanie własnych scenariuszy przy praktycznie nieograniczonych budżetach, tworząc de facto autorskie blockbustery, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Zarówno „Incepcja”, jak i „Interstellar” czarowały znakomitą realizację i niestandardowym podejściem do narracji i czasu. Nie inaczej jest z „Dunkierką”.

Historia ewakuacji brytyjskich żołnierzy z plaży realizowana jest z trzech punktów widzenia. Z plaży, od strony morza oraz z powietrza. W każdej z trzech historii czas płynie zupełnie innym tempem, a wydarzenia wspólne dla danych historii pozwalają nam nie gubić się w biegu zdarzeń. Może nie jest to zabieg wymyślony przez Nolana, ale nie pamiętam równie głośnego filmu, który zabawiałby się z biegiem czasu w ten sposób. Podczas godziny spędzonej z Tomem Hardym w przestworzach, obserwujemy aż tydzień wraz z uciekającymi z plaż Dunkierki żołnierzami brytyjskimi, a przecież wydarzenia cały czas przeplatają się, dzieląc czas ekranowy niemal na równe części. Co ciekawe niezależnie od tego, na której płaszczyźnie czasowej właśnie się znajdujemy, cała narracja daje nam znać, że czasu jest niewiele, a przypominająca bicie zegara muzyka Hansa Zimmera doskonale wtóruje w tym przesłaniu ekranowym zdarzeniom.

Kolejną charakterystyczną cechą „Dunkierki”, nieczęsto spotykaną w gatunku jest podejście do żołnierzy. Z jednej strony żołnierze armii brytyjskiej są tutaj raczej grupą anonimowych postaci, których historie życia nie będą nas obchodzić. Co jeszcze w filmach wojennych zdarza się dość często i zazwyczaj jest odbierane jako wada. Z drugiej zaś, Niemców uczyniono tutaj nieustępliwą siłą sprawczą, na kształt wiszącego nad aliantami fatum. Nie da się z nimi walczyć, nie widać ich, ale są wszędzie i w każdej chwili mogą zaatakować. Zabieg ten idealnie wprost wspomaga uczucie osaczenia, które z pewnością towarzyszyło żołnierzom, podczas odtwarzanych w filmie wydarzeń.

Wśród zarzutów przeciwników najnowszego filmu Nolana bezosobowość całej akcji i płytkość bohaterów są z resztą dominującym argumentami przeciwko „Dunkierce”, ale nie potrafię się z tym zgodzić. Jest to film absolutnie samoświadomy i nie można mówić tu o błędzie, a raczej o celowej próbie sportretowania wojny jako zjawiska, podczas którego wiele niezależnych jednostek, musi działać jak jeden organizm, a zarówno krótkofalowe, jak i długofalowe działania muszą być zaplanowane i zintegrowane w najmniejszych detalach. Nie brakuje oczywiście tanich chwytów, łapiących nas za serce czynami odwagi, patriotyzmu i poświęcenia dla kraju, ale filmom wojennym najzwyczajniej raz na jakiś czas wolno takiego chwytu użyć, tak jak twórca komedii czasem może wprowadzić do filmu przesadnie głupkowatą postać.

Marcin Grudziąż

Dunkirka Plakat

Dunkierka


Rok: 2017

Gatunek: wojenny, dramat

Twórcy: Christopher Nolan

Występują: Tom Hardy, Mark Rylance, Kenneth Brannagh, Fionn Whitehead, Harry Styles i inni

Ocena: 4/5