Puste historie – recenzja filmu „Atak paniki”

Udana polska komedia, brzmi to w ostatnich latach trochę jak oksymoron. Kolejne „Volty”, „Wkręceni” i „Kobiety bez wstydu” wzbudzały w widzach raczej zażenowanie niż autentyczną radość. Czy bardzo chwalony na tegorocznym festiwalu w Gdyni debiut reżyserski Pawła Maślony przyniesie przełamanie tej smutnej passy?

„Atak paniki” w zamyśle przypomina argentyńskiego rywala „Idy” w wyścigu oscarowym – „Dzikie Historie”. Tam, jak i tu oglądamy zbiór krótkich opowieści o ludziach wystawionych na wielki stres, którzy nie wytrzymują nerwowo. W obu filmach najważniejsze są emocje, a główni bohaterowie nie są do końca niewinni. Produkcja Szifrona była konstrukcyjnym arcydziełem, w sześciu nowelach coraz bardziej zwiększając napięcie, sprawiając, że śmiejemy się coraz bardziej desperacko i histerycznie, dając nam małe wentyle na uspokojenie w trakcie seansu i upojne katharsis w postaci ostatniego – weselnego – segmentu, w którym uwalnia się wszystko.

Nie wiem, na ile Paweł Maślona w swoim debiucie inspirował się latynoskim poprzednikiem, faktem jest, że konstrukcja „Ataku paniki” jest całkiem inna. Chociaż poznajemy bardzo podobne miejsca akcji (w obu filmach pojawia się wesele, niespodziewane spotkanie z byłym partnerem, czy lot samolotem), a i bohaterowie narażeni na niespodziewane emocje wybuchają i różnie reagują, to opowieści nie następują po sobie. Tutejsze dzikie historie przeplatają się wzajemnie, w coraz ciaśniejszym splocie. Jak lina napinana przez dwie siłujące się drużyny, szybki, brutalny wręcz, montaż przyśpiesza i dynamizuje wszystko. Przeskakujemy między bohaterami, między ich emocjami, a nasze uszy są atakowane ostrymi dźwiękami i nagłymi obrazami.

To wszystko jest bardzo efektowne, ale niestety po przemyśleniu docieramy do strasznej prawdy. Zabieg ten maskuje absolutny brak treści w filmie. Gdy rozsupłujemy sznur i przyglądamy się pojedynczym nitkom, okazuje się, że są one nad wyraz wątłe i niskiej jakości. Niektóre z historii są całkowicie zbędne i prowadzące donikąd (nastolatki palące marihuanę), inne z kolei duszą się we własnym sosie i trwają w miejscu (ślub bohaterki granej przez Wyszyńską).

W tym wszystkim niewątpliwie wyróżniają się pozytywnie dwie historie. Aktorski koncert Magdaleny Popławskiej i Grzegorza Damięckiego przy kolacji w drogiej restauracji. Nerwowe spotkanie, wyjęte z neurozy nowojorskiej komedii mogłoby stanowić zaginioną scenę z nowego filmu Baumbacha albo niezrealizowanej koncepcji  Woody’ego Allena sprzed lat.

Emocji dostarcza również segment bohaterki granej przez Aleksandrę Pisulę. Co warte wspomnienia jest ona również współscenarzystką filmu. Niczym w „mother!” Aronofsky’ego spokój życia domowego zostaje zburzony przez najazd niechcianych gości. Przez drzwi wejściowe nowoczesnego mieszkania wlewają się głośni i zaborczy najeźdźcy – przyjaciółki z liceum. Zajmują coraz większe powierzchnie teoretycznego schronu, burzą pokój i intymność swoimi pytaniami i dociekaniami. W bohaterce narasta przerażenie podsycane ciągłymi wątpliwościami natury moralnej co do swojej, skrywanej przed światem, profesji. Czy to, co robi jest odpowiednie?

Niestety, pozostałe 4 segmenty są na znacznie niższym poziomie. Brakuje w tym filmie przede wszystkim udanego humoru, zwłaszcza w teoretycznie najbardziej komediowej opowieści lotniczej, której niestety blisko do polskiego kabaretu albo najnowszych filmów Juliusza Machulskiego. Nie do końca rozumiem, w jakim celu poszczególne historie są połączone przewijaniem się tych samych bohaterów. Czyżby w widzu miałoby to wywołać satysfakcję z poczynionego odkrycia?

Tym, co jednak ratuje nagrodzoną w Gdyni produkcję, jest świetne aktorstwo. Wspominane już w tekście Magdalena Popławska, Julia Wyszyńska i Aleksandra Pisula wspinają się na wyżyny swoich umiejętności, także mający bardzo szarżujące role mężczyźni jak Damięcki i Kotschendoff stają na wysokości zadania. Uważny widz może się też uśmiechnąć przy cameo pewnego bardzo utalentowanego młodego aktora, który występuje ucharakteryzowany na innego utalentowanego młodego aktora.

Szkoda, że tak zaangażowana w projekt obsada nie dostała lepszego scenariusza, a sam Paweł Maślona nie przemyślał trochę dłużej swojego filmu. Dobre segmenty niestety zostają tu oszpecone tymi beznadziejnymi, a nad wszystkim unosi się smród pustki i zasłona dymna montażowego efekciarstwa.

Marcin Prymas
Marcin Prymas
Atak paniki - plakat

Atak paniki


Rok: 2017

Gatunek: Komedia

Reżyser: Paweł Maślona

Występują: Magdalena Popławska, Grzegorz Damięcki, Aleksandra Pisula i inni

Ocena: 2,5/5