Pewnego razu w Afryce – recenzja filmu “Pięć palców dla Marsylii”

Reżyser Michael Matthews filtruje meandry skomplikowanej historii swojego kraju przez tradycję spaghetti westernu. Nie zamierza wykonywać prostego równania i oceniać postępków postkolonialnego reżimu. Apartheid oparty na segregacji rasowej i programowym szowinizmie wobec czarnej ludności (niechlubny „zakaz dla psów”) staje się dla niego tylko punktem wyjścia. Twórca nie ma złudzeń, że po 1994, kiedy oficjalnie dopuszczono do władzy opozycję, nieprawość w jego kraju nie została całkiem wypleniona. Korupcja, nadużycia rządzących i nierówności społeczne nadal mają się dobrze.

W akcję filmu wprowadza widza gawęda o pięciu chłopcach i ich bohaterskich wyczynach. Taka forma wpisuje się w lokalną tradycję, bo do niedawna w wielu zakątkach Afryki ustne przekazy ludowe były jedynym nośnikiem pamięci. Opowieść snuje jeden z dzieciaków, nadając sobie i reszcie bandy przydomki odzwierciedlające ich charaktery. Według jego słów tworzą oni Pięć Palców, grupę legendarnych wojowników. Braterstwo broni nie przeszkadza, by pojawiła się wśród nich rywalizacja. Dwoma młodymi samcami wysuwającymi się na pierwszy plan są Bongani, z uwagi na majętność rodziców zwany Kieszeniami oraz Tau, noszący dumne miano Lwa. Pomiędzy nimi rozgrywa się walka o przywództwo i serce dziewczynki imieniem Lerato.

Baśniowa perspektywa, jaką roztacza przed nami prolog, zostaje szybko zarzucona. Nasza niesforna ferajna mieszka w Railway, niewielkim miasteczku nieopodal tytułowej Marseilles, z której przybywa dwóch białych funkcjonariuszy policji. Uosabiają oni nieludzki system apartheidu. Brutalność i wypowiadane w języku afrikaans przekleństwa nie licują z wykonywaną przez nich funkcją stróżów prawa. Zresztą cóż to za prawo, które z góry narzuca, kto jest równy, a kto równiejszy.

Gdy policjanci bez żadnego pretekstu uprowadzają Lerato, członkowie Pięciu Palców ruszają ich śladem. W krytycznym momencie, zgodnie ze swoim przydomkiem, Lew wykazuje się największą odwagą i ratuje dziewczynę z rąk porywaczy. W przypływie gniewu zabija jednak napastników. Te kilka strzałów i krwawe żniwo, jakie za sobą niosą, odbierają wyrostkom niewinność, dziecinne igraszki zostają przerwane.   

W spaghetti westernach u podłoża postaw bezimiennych, tajemniczych mścicieli stała zwykle osobista tragedia (często pozostająca w domyśle, nieukazywana na ekranie). Tau (Vuyo Dabula) podobnie jak oni wkracza w dorosłość z psychicznymi bliznami, trauma związana z podwójnym morderstwem odcisnęła na nim wieczyste piętno. Po odsiedzeniu dwudziestoletniego wyroku powraca do rodzinnego miasta. W międzyczasie system apartheidu został obalony, a do władzy doszli przedstawiciele dawnej opozycji. Bohater szybko orientuje się, że niektórzy z dawnych towarzyszy zamiast stać się prawymi obywatelami, którzy służą lokalnej społeczności, zostali nowymi katami dla okolicy. Z prześladowanej zwierzyny w mgnienia oka stali się kłusownikami. Wejście w buty białych ciemiężycieli przyszło im nader łatwo.

Kieszenie (Kenneth Nkosi) dzięki krasomówczym umiejętnościom zostaje nawet burmistrzem, ale po godzinach trudni się tak naprawdę gangsterką. Twardą ręką mieszkańców trzyma inny z członków Pięciu Palców, Luyanda przezywany Karaluchem. Jako szef firmy ochroniarskiej zatrudnionej przez ratusz kojarzy się z westernową figurą skorumpowanego szeryfa. Jednocześnie swoje macki na każdej municypalnej działalności kładzie watażka Sepok zwany Duchem (obdarzony złowieszczym głosem Hamilton Dhlamini). Jego bandyckie machinacje z uwagi na bliskie kontakty z rządzącymi pozostają zupełnie bezkarne. Ostatnią deską ratunku dla Marsylii będzie sojusz uciemiężonych pod wodzą Lwa.  

Przy zachowaniu proporcji konflikt, który narasta między wyrzutkiem (Lew) a szanowanym politykiem (Kieszenie), przypomina relację między Kluchą a Maxem w “Dawno temu w Ameryce” Sergio Leone. Jako że włoski reżyser wydaje się duchowym patronem “Pięciu palców dla Marsylii”, to odnajdujemy tutaj także mnóstwo nawiązań do jego trylogii dolarowej. Już protagonista – małomówny, postawny mężczyzna, skrywający pod skorupą obojętności gołębie serce – ewokuje postaci grane tam przez Clinta Eastwooda, tudzież mściwego niemotę kreowanego przez Jean-Louisa Trintignanta w “Człowieku zwanym Ciszą Sergio Corbucciego.

Pięć Palców swoim buntem i zbrojnym wystąpieniem przeciwko burskim rządom symbolizuje oczywiście Afrykański Kongres Narodowy. Po latach walki partyzanckiej, niewoli i niepowodzeń w końcu zyskali polityczny prymat, niestety powtarzając wiele z błędów poprzedników. Kieszenie niechybnie według takiej interpretacji byłby niedawno obalonym prezydentem RPA, Jacobem Zumą. Polityk jeszcze przed dojściem do wysokich urzędów borykał się z oskarżeniami o korupcję i gwałt. Watahę Ducha możemy utożsamić z Partią Wolności Inkathy, dziś rządzącą z AKN, ale dawniej ta zuluska organizacja potajemnie opłacana przez rząd apartheidu pozostawała w ostrym konflikcie z ugrupowaniem Nelsona Mandeli.

Matthews wpisał w fabułę przemiany polityczne ostatnich 30 lat, choć ich  znajomość nie jest konieczna, by czerpać przyjemność z seansu. W końcu na poziomie gatunkowym “Pięć palców dla Marsylii” to inspirowana westernem mroczna baśń rozgrywająca się gdzieś w górskich ostępach prowincji (brzmi to w kontekście fabuły nader dowcipnie) Wolnego Państwa. W kamerze Shauna Lee ośnieżone szczyty wydają się zamykać terytorium wokół miasta niczym niemożliwa do przekrocznia bariera. Tak jakby przed moralnymi powinnościami nie było ucieczki, walka była koniecznością, a podjęte decyzje ostateczne.

Nieprzypadkowo w prowadzonej przez Lwa do walki z cynicznymi władzami Marsylii grupie wśród wykolejeńców i outsiderów znajdują się przedstawiciele wszystkich ras i obojga płci. Białas, żółtek, klecha, dziadek, żółtodziób i białogłowa to nie figury z gry karcianej, ale kolejne fundamenty południowoafrykańskiego społeczeństwa. Tym samym reżyser wysyła do rodaków ukryty sygnał: “Jednoczcie się, solidaryzujcie ze sobą, nie możecie pozwolić, by politycy dalej sterowali Waszym losem”. Jednocześnie mówi do rządzących: “To tylko film, ale gniew ludu może być straszny, jeżeli wasza hipokryzja się nie skończy”.

Maciej Kowalczyk
Maciej Kowalczyk
Pięć palców dla Marsylii plakat

Pięć palców dla Marsylii


Rok: 2017

Gatunek: Western

Reżyser: Michael Matthews

Występują: Vuyo Dabula, Hamilton Dhlamini, Zethu Dlomo i inni

Ocena: 4/5